Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:29, 06 Mar 2011 Temat postu: Narodziny Wanilii |
|
|
Nieubłaganie zbliżał się termin narodzin Wanilii. Weterynarz oczekiwał na nią w okolicach 7 stycznia. Dwa tygodnie wcześniej Wiara miała już tzw. skurcze Braxtona-Hicksona, lecz na tyle bolesne, że sprawiały wrażenie skurczów porodowych. Jednak jak to mają w zwyczaju - ustąpiły. Gdy 31 grudnia, w sylwestra Wi dalej się wkurzała, kręciła po boksie i spoglądała na brzuch wszyscy zbagatelizowaliśmy objawy. Co prawda ktoś tam zawsze był w stajni, ale niezbyt dokładnie pilnował klaczy. Jednym wiarygodnym objawem mogłyby być powiększone wymiona. Sylwestra przeżyłam spokojnie, bo na noc przypadał mój termin. Wygodnie ułożyłam się na kocu i obserwowałam konie. Punio, Garden i Ballada spały na leżąco, Ruthless drzemał opierając się o ścianę. Reszta skubała siano lub też drzemała na stojąco. Jak najdłużej próbowałam utrzymac czujność, lecz nie udało mi się - około trzeciej odpłynęłam. Dwie godziny później obudził mnie... chyba rozsądek. Jednak okazało się, że to Joann, która cicho weszła do stajni z kubkiem kawy. Wspólnie stwierdziłyśmy - skoro nic się do tej pory nie działo, to możemy sobie na dzisiaj odpuścić. Razem udałyśmy się na górę, gdzie ogarnęłam się, wzięłam prysznic i zjadłam śniadanie. Zdążyłam chwilę podrzemać, gdy o 9 obudził mnie budzik. Stwierdziłam, że wyczyszczę konie, pośpię i wieczorem pojeżdżę. Zeszłam do stajni. Konie uporczywie dopominały się śniadania, tylko Wiarka stała jakaś taka spokojna, miała obniżoną szyję i tylko co jakiś czaspodnosiła głowę. Przez kraty zdążyłam zauważyć, że brzuch wyraźnie jej opadł. Może dzisiaj urodzi? Oby. Wszyscy na to czekamy. W paszarni przygotowałam posiłek według rozpiski, po czym po kolei rozdałam jedzenie. Do wiadra Wiary dorzuciłam dodatkowe jabłko i zdecydowanym krokiem ruszyłam do jej boksu. Uchyliłam drzwi, jak zwykle wrzuciłam zawartość do żłobu i wyszłam. Zaraz, zaraz. Coś tej Wiarki za dużo w tym boksie. Odłożyłam wiadro, odwruciłam się na pięcie, a potem ponownie weszłam do boksu. Pod samą ścianą leżało mało, łaciate zwierzątko i bacznie mnie obserwowało. Klacz bardziej była zainteresowana jedzeniem. Byłam tak oszołomiona, że nie wiedziałam co zrobić. Musiała oźrebić się, gdy nikogo nie było w stajni. Chwiejącą się dłonią wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do Joann.
- Sluchaj, bo wiesz, jest taka sprawa...yyy... Chodź szybko do stajni.
Rozmowa z trzeźwo myślącym czlowiekiem podniosła mnie na duchu. Powoli zbliżyłam się do źrebaka, sprawdziłam czy oddycha. Wszystko było w porządku. Wiara nie protestowała, mała klaczka była zainteresowana obcymi, wcale nie przestraszona. I wtedy stało się. Podciągnęła pod siebie patykowate nóżki, zrobiła bardzo skupioną minę, a potem wstała. Kilka razy machnęła ogonkiem, przekrzywiając łebek. Jo właśnie wparowała do stajni.
- To, to, to... to jest niesamowite - wykrztusiłam.
- I jakie śliczne - zauważyła moja towarzyska.
Wanilia postanowiła pokazać się w pełnej krasie - kłusowała dookoła boksu wysoko podnosząc nogi i co jakiś czas się potykając. Kiedy chciała zrobić zakręt i zanurkować pod brzuchem matki przednia noga stanęła za daleko, zad nie dogonił, a krótki kwit poprzedził piękną glebę. Wiara odskoczyła od żłobu i sprawdziła stan swojego dziecka. Uspokojona widokiem Nilki pomogła jej wstać, po czym dalej zajęła się jedzeniem.
Przeżyłam pierwsze w moim życiu narodziny źrebaka. Może nie w sposób bezpośredni, ale i tak to wielkie przeżycie. Wanilia jest w pełni sił, zdrowa, smukła i śliczna. Akceptuje ludzi, Wiara też nie przejawia agresji broniąc swojego dziecka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|