Rastamanka
Prince of pensjonat
Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:17, 21 Lut 2011 Temat postu: Trening rozluźniająco-rozciągający |
|
|
Przyszłam do stajni zaraz po zrobieniu najważniejszych rzeczy w domu. Miałam zamiar dzisiaj wsiąść na Questa. Weszłam do siodlarni, gdzie w szafce Questa zastałam nowiutki sprzęt od Sayuri. Postanowiłam najpierw usiąść na chwilę i doprowadzić go do stanu używalności. Say naprawdę się spisała, zapewniając ogierowi tak wspaniały ekwipunek. Zdjęłam siodło z wieszaka i postawiłam je na stojaku. Pachniało świerzą skórą - cudownie! Wzięłam strzemiona, założyłam gumki na boczne krawędzie i zawiesiłam je na puśliskach, które przypięłam do siodła. Założyłam wędzidło do ogłowia, a popręg przewiesiłam przez siodło, na razie go nie zapinając. Wzięłam z szafki kantar z uwiązem i przewiesiłam je przez ramię razem z ogłowiem, potem zabrałam siodło z całym osprzętem, jeden z czapraków, ochraniacze wrzuciłam do skrzynki i tak obładowana udałam się do konia.
Na szczęście na ścianie boksu był wieszak na siodło, gdzie je odłożyłam i odetchnęłam z ulgą pozbywszy się ciężaru. Skrzynkę postawiłam na ziemi, ogłowie przewiesiłam przez siodło i weszłam do boksu Questa. Założyłam mu kantar, przypięłam uwiąz i poklepawszy go po łopatce, wyprowadziłam z boksu i przywiązałam przed nim. Po czym wyjęłam szczotki - plastikowe zgrzebło i zwykłą włosianą szczotkę i zaczęłam czyszczenie od szyi. Quest był nieco pozaklejany i dosyć okurzony, toteż czyszczenie dobrze mu zrobi. Sam koń nieco denerwował się i dreptał w miejscu, jednak uwiąz ograniczał jego ruchy, a ja uspokajałam go głosem. Kiedy wyczyściłam konia, przyszedł czas na kopyta konia. Wzięłam kopystkę i zabrałam się do pracy. Quest jest kuty na wszystkie cztery nogi, toteż sporo było tego czyszczenia. Koń podawał nogi bez problemów, a kiedy wzięłam jego tylnią nogę, przeciągnął się, ziewając. Potem przeczesałam jeszcze grzywę i ogon i zabrałam się za siodłanie. Założyłam ogłowie, dopasowałam paski policzkowe, założyłam siodło i zapięłam popręg. Koń stał spokojnie i świecił anielskim opanowaniem, nawet przy podciąganiu popręgu. Założyłam mu ochraniacze na przednie i tylne nogi, a kiedy był gotowy, założyłam rękawiczki, wzięłam bata i skierowaliśmy się na plac do jazdy.
Quest wyglądał świetnie w żółtym zestawie. Na placu do jazdy było pusto. Jedynie cawaletki, kilka przeszkód. Pogoda była świetna do jazdy. Zachmurzone niebo zwiastowało deszcz, ale słońce schowane za chmurami nie miało jak nas usmażyć. Wskoczyłam na siodło i wyregulowałam strzemiona. Zebrałam wodze i ruszyliśmy energicznym stępem po ścianie. Po dziesięciu minutach kręcienia slalomów między przeszkodami, wolt, zmian kierunków, zatrzymań, cofań, czyli normalnie mówiąc rozgrzewki, dałam ogierowi sygnał do kłusa. Wow, jak wystrzelił, skróciłam wodze i przytrzymałam go lekko. Miał lekko wybijający kłus, co pewnie było spowodowane jego energicznością, ale przekłusowaliśmy dwa okrążenia dookoła, potem zmieniliśmy kierunek i dwa okrążenia w drugą stronę. Potem skrócenia i dodania w kłusie. Zatrzymania i ruszenia kłusem. Quest pięknie się zbierał przez cały ten czas i pracował zadem, co było po prostu czuć. Wjechałam na duże koło i postanowiłam porobić z nim żucie z ręki. Ogier spuścił łeb, szukając wędzidła, ale musiałam pilnować go łydkami, gdyż trochę wypadał zadem. Wyjechaliśmy na prostą, pozbierałam go i usiadłam w ćwiczebny. Wybija. Chodziaż da się wytrzymać, kwestia przyzwyczajenia. Przeszliśmy do stępa. Zmiana kierunku, kłus i wjechaliśmy na drążki. Łydka przed drążkami, ale koń zgubił rytm. No nic, następnym razem. Drugi był lepszy. Wręcz dobry. Powjeżdżaliśmy na drożki z obu stron. Chwila stępa. Znowu wolta, półwolta i kłus na prawą rękę. W zakręcie zagalopowanie. Jak on śmiesznie zagalopywuje! Wskakuje w galop z takim entuzjazmem. Galopowaliśmy po ścianie, w pewnym miejscu Quest urządził sobie małe brykanko, za co dostał z bata w zad i wprowadzony został na woltę. Kiedy po dwóch kółkach wrócił do siebie, wyjechaliśmy znowy na ślad. Przyśpieszenia i skrócenia i do kłusa. Półwolta i na prostej zagalopowanie na lewo i to samo. Galop po śladzie. Przyśpieszenia w półsiedze i zwolnienia. Wolta w każdym narożniku. I do stępa. Quest robił się spocony. Zatrzymałam go. Półparady i zagalopowanie ze stój. Trochę nie wyszło, bo ruszył kłusem na początku, ale można to uznać za brak formy po długiej nietreningowości. Przegalopowaliśmy jedno koło, a potem do kłusa. Kłus na długiej wodzy, rozkłusowanie. Quest wyciągnął sobie szyję i kłusował i kłusował. Zmiana kierunku i do stępa. Popuściłam popręg i stępowalimy na długiej wodzy przez dziesięć minut. Poklepałam go po szyi, a ogier postawił zadowolony uszy. Po upływie czasu przeznaczonego na rozstępowanie, zeskoczyłam z konia, zdjęłam wodze z szyi i zaprowadziłam go do stajni.
Tam zdjęłam siodło, w miejsce ogłowia założyłam kantar i przetarłam spoconego konia słomą. Nie brałam go na myjkę, gdyż na dworze było zbyt zimno, a zresztą pewnie i tak zaraz pójdą na padok. Wprowadziłam konia do boksu, zdjęłam mu kantar i poklepałam po głowie. Rozejrzałam się po stajni w poszukiwaniu jakiejś marchewki. Jednak w pobliżu znowu nie było żadnej. Znowu koń musiał zadowolić się sianem. Odniosłam sprzęt na miejsce, potem umyłam wędzidło, a mokry czaprak powiesiłam na suszarce. Zamknęłam szafkę ze sprzętem i poszłam do konia. Poklepałam go po szyi jeszcze raz i pożegnałam się z nim, po czym opuściłam stajnię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|