Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:29, 03 Lut 2011 Temat postu: Przyzwyczajenie do wędzidła, pasa do lonżowania i wypinaczy |
|
|
Dzisiaj potrenujemy z Wanilią już sensowne rzeczy. Na poczatku przygotowałam sobie prowizoryczny lonżownik na hali (cieplej niż na krytym round-penie) z kostek słomy. W boksie założyłam siwce kantar, uwiązałam ją na korytarzu i wyczyściłam zaczynając od kopyt, a kończąc na kłodzie oraz rozczesaniu grzywy. Założyłam jej ochraniacze, na grzbiecie zapięłam derkę. Wzięłam ze sobą lonżę, bat, ogłowie z wędzidłem, wypinacze, pas do lonżowania. Prowadząc ją na uwiązie poszłyśmy na halę. Położyłam sobie sprzęt na krzesełku, zamknęłam za nami drzwi, potem bandę. Zdjęłam Nil derkę i powiesiłam na bandzie. Najpierw pozwoliłam jej poganiać, obwąchać "lonżowanik" ze słomy. Uwiąz zwinęłam sobie i włożyłam do kieszeni. Złapałam klacz za kantar, wprowadziłam na lonżownik. Zamknęłam za nami "wejście" i upewniłam się, że Nillia nie wyskoczy. Przypięłam lonżę do kantara, po czym przypomniałam jej na czym polega chodzenie na lonży.
Nie obyło się bez kilku bryków, Wanilia mocno manifestowała swoje zdanie. Niezbyt mogłam na nią wpłynąć, miała na sobie kantar - mogłam szarpać się z nią cały dzień. Tymczasem zaprezentowałam jej moją przekorę. Ona chciała szybko, ja jeszcze szybciej. Kondycji to, to nie ma, więc szybko poskutkowało. Wreszcie dogadałyśmy się. Wanilia szła równym kłusem, a ja mogłam od niej egzekwować polecenia. Zmieniłyśmy kierunek, między czasie ją pochwaliłam. Następnie kilka kółek spokojnego kłusa w druga stronę. Zatrzymałam klacz przy bandzie, wymasowałam jej łeb. Lonże zamieniłam na uwiąz. Szybko założyłam jej ogłowie na kantar, Nilia była mocno zaskoczona, ale palec w pysku zmotywował ją do wzięcia wędzidła do paszczy. Poklepywałam klacz by ją uspokoić, a między czasie szybko wyregulowałam ogłowie. Było całkiem nowe. Ułożyłam uwiąz tak by jej nie przeszkadzał i poprosiłam klacz o ruch na przód. Chciałam by był to aktywny stęp - do pociągnięć dołączyłam bat w wewnętrznym ręku podganiający zad. W dużej mierze zwracałam uwagę na głos - sygnałem do szybszego stępa było kląskanie. Nel co chwila zatrzymywała się próbując wetrzeć ogłowie w przednią nogę. A to cholera, dalej się trzyma. Wyprowadziłam ją z lonżownika, zatrzymałam. Odpięłam uwiąz i puściłam klacz wolno. Najpierw podrapała się, potem zaczęła machać łbem. Spróbowała również tarzania, ale niestety - ogłowie dalej było na miejscu. Kiedy udało mi się złapać Wanilię była trochę zmęczona walką z nowym lokatorem jej głowy. Lonże przypięłam do kantara i kłusem przelonżowałam ją w obie strony. Kiedy zajęła się truchtem zaczęła żuć wędzidło. "Doobry koń" pochwaliłam Nil, która od razu na mnie zerknęła, kojarzyło jej się to z cukierkami. Przepięłam lonże na wędzidło, znowu chwila lonżowania. Na początku było całkiem spokojnie, jednak kiedy zaczęłam dawać mocniejsze impulsy klacz nieco się buntowała. Na bat zareagowała brykaniem, ale szarpnięcia za lonżę, na końcu której było wędzidło zdezorientowały ją i zmusiły do dalszej pracy. W końcu zatrzymałam ją, przypomniałam zabawę z czaprakiem i obejmowaniem w popręgu. Pochwaliłam spokojne przyjęcie ćwiczenia. Na czapraku zapięłam pas do lonżowania, tak by nie zjechał. Nilia nie zauważyła różnicy. Dopiero kiedy dociągnęłam popręg do właściwego położenia klacz odmówiła ruchu na przód. Postanowiłam jeszcze chwile ją przelonżować, tak, by pas się ułożył. Kilka baranków załatwiło sprawę, Wanilia była już zmęczona, nie miała ochoty się przeciwstawiać. Postanowiłam dzisiejszą sesję zakończyć poznaniem wypinaczy. Jako, że jest to pierwsza sesja z wędzidłem ograniczyłam się do zapięcia ich do kantara. Jedno kółko po hali, wypinacze były bardzo luźne, jednak zachęcały do kontaktu z nimi. Wanilia się nie buntowała, chyba niezbyt zdawała sobie sprawę z ich obecności. Finalnie pogoniłam siwkę na koło, po dwa koła kłusa na stronę i koniec. Wyklepałam, wycałowałam i wydrapałam po czym zdjęłam cały sprzęt. Zostawiłam klacz tylko w kantarze i przypiętym do niego uwiązie. Była bardzo zmęczona, było obojętne co z nią robię. Spokojnym stępem odpoczęła 10 minut chodząc za mną po hali. Na grzbiet zarzuciłam jej derkę, sama zabrałam wszystkie rzeczy, które tu przytachałam i poszłyśmy do stajni.
Trening uważam za udany i bardzo przydatni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rustler dnia Czw 18:42, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|