Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:37, 30 Kwi 2011 Temat postu: Powożenie - zapoznanie z szorami, praca na długich wodzach |
|
|
Koń: Wanilia
Jeździec: Rustler
Miejsce: maneż piaszczysty
Czas: 40 minut
Pomoce/patenty: bat do lonżowania
Założenia treningowe: Przyzwyczajenie klaczy do uprzęży szorowej, praca na długiej wodzy.
Budzik oznajmił mi, że pora wstawać. Niepewnym ruchem ręki włączyłam drzemkę i szczelniej nakryłam się kołdrą. Po kilku minutach słodkiego dosypiania, do pokoju wpadła rozpromieniona Chocky.
- Wstawaj leniu, stajnia sama się nie poprowadzi - dziewczyna z uśmiechem ściągnęła ze mnie cieplutką okrywę. Mrużąc oczy powoli pozbierałam się z mego legowiska, prychnęłam na Chocky i usiadłam pod szafą, nieprzytomnie rozglądając się w poszukiwaniu sensownego ubrania. Wzięłam z niej pierwszy lepszy t-shirt, jakieś tam bryczesy, szybko to na siebie wciągnęłam i poszłam na dół. W kuchni Martynix z wielkim bananem na twarzy smarowała tosty dżemem.
- Co wy wszystkie takie nakręcone? - zapytałam chrupiąc jednego.
- No rzeczywiście, jeżeli ktoś wstaje punktualnie, potrafi się ogarnąć i zatroszczyć o innych to jest nakręcony? - dziewczyny wspólnie zapytały. Machnęłam ręką, wzięłam jednego tosta na wynos i pomknęłam do stajni. Mariusz wspólnie z Asią czyścili klacze wywleczone z biegalni. Wanilia ospale jadła siano, Plotkara natomiast zadowolona z pielęgnacji co chwilę parskała. Widać ja i siwka jesteśmy w podobnym nastroju. Przyniosłam sobie z siodlarni lonżę, bat do lonżowania, długie wodze oraz uprząż szorową. Poukładałam wszystko obok koni, nałożyłam na głowę klaczy ogłowie, korzystając z okazji, że Mariusz ma ochotę ją do końca wyczyścić. Siwka nie protestowała, w ogóle była jakaś nieobecna. Na nogach zapięłam ochraniacze, do ogłowia przypięłam lonżę i wraz ze sprzętem na ramieniu poszłam z klaczą na maneż.
Rozłożyłam wszystko na ziemi, pogoniłam Wanilię na koło. Żółwim tempem okrążała mnie, włócząc za sobą nogi. To nawet dobrze, przynajmniej nie będzie rzucać się przy oprzęganiu. Kilka kółek na prawo, kilka na lewo. Próbowałam przypomnieć sobie jak zakłada się szory, ale stwierdziłam, że pomyślę o tym później. Pogoniłam siwą do kłusa. Nie chciałam jej wymęczyć, może troszkę rozruszać i spuścić z niej nieco pary. Ponownie kilka minut kłusa w prawo, potem kilka w lewo. Nie ma co rozdrabniać się nad lonżą - siwa była spokojna, jedyną interakcją między nami było ciągłe cmokanie i poganianie klaczy do żywszego tempa. W końcu zwolniłam ją do stępa, dwa koła na każdą stronę i przechodzimy do poważnej pracy. Podeszłam do klaczy, podprowadziłam ją do ogrodzenia i przewiązałam lonżę przez ogrodzenie. Odplątałam, a potem odpięłam wodze od ringów wędzidłowych, na grzbiecie siwej rozłożyłam czaprak, który podpięłam pasem do lonżowania. Przez kółeczka w pasie przewlekłam długie wodze, które potem przypięłam do wędzidła.
Odpięłam lonże przytrzymująca klacz przy ogrodzeniu, wzięłam bat do lonżowania do ręki i zacmokałam na siwą. Wanilia najpierw próbowała odwrócić się w moją stronę, jednak skutecznie pogoniona przypomniała sobie o co chodzi i ruszyła na przód. Pochwaliłam ją głosem, oddałam trochę wodzy i pilnowałam aktywnego stępa, w razie potrzeby podganiając siwkę batem. Jeszcze długo przed zakrętem spróbowałam wygiąć klacz. Ta jednak straciła na dynamice. Smagnęłam Wanilię batem, która w odpowiedzi na to położyła uszy, lecz mocno poszła do przodu. Pochwaliłam ją i zachęciłam do skrętu w prawo. Po przejechaniu całego koła spróbowałam zmienić kierunek. Z każdą chwilą Wan przypominała sobie kolejne elementy i coraz lepiej odpowiadała na moje sygnały. Po wykonaniu wolty kawałeczek przekłusowałyśmy i do stępa. Uznałam, że tyle w charakterze przypomnienia wystarczy. Po za tym nie mam kondycji by latać za siwą w tempie kłusa pośredniego. Kiedy w końcu przyzwyczai się do bryczki poświęcimy na pracę nad kłusem więcej czasu. Zatrzymałam klacz przy płocie, przypięłam do lonży przywiązanej do płotu i zabrałam się za rozmontowywanie pasa oraz długich wodzy.
Kiedy Wanilia nie miała już niczego na sobie, dźwignęłam z ziemi szory i pokazałam je klaczy. Siwa nie zareagowała, stała dalej przymykając oczy i wykorzystując chwilę do odpoczynku. Zaczęłam kombinować o co chodziło z tym przekręcaniem uprzęży po założeniu, w końcu przełożyłam przez głowę klaczy wszystkie sznurki i taśmy, przekręciłam, po czym zabrałam się za mocowanie uprzęży we własnych miejscach. Siwka uniosła głowę do góry, kładąc uszy. Nie zważając na zniesmaczenie klaczy, zacmokałam i pociągnęłam ją za wodze. Powoli, z ociąganiem, ale w końcu zmusiłam klacz do stępa. Klepałam ją po szyi, spokojnie do niej przemawiając. Siwa szła z kadencją, zatrzymując nogi w powietrzu. Nowy sposób buntu? Powstrzymując Wanilię od spłoszenia i oddalenia się na drugą stronę placu w dzikim tempie, przekonałam siwą do przejścia dwóch kół, po czym ponownie zatrzymałam klacz przy płocie.
Pochwaliłam ją za dobre zachowanie. Pozbierałam cały sprzęt, wzięłam ze sobą klacz i zaprowadziłam ją do stajni. Rozebrałam bliską obłędu kobyłę z szorów, odwiesiłam je na miejsce. Przeczyściłam siwą, wyskrobałam spod kopyt i odprowadziłam klacz na miejsce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|