Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:30, 28 Maj 2011 Temat postu: Dresaż P - podsumowujący przejazd programu P-9 |
|
|
Było już dość późno, a przynajmniej późno jak na moje możliwości, jeżeli chodzi o wsiadanie na konia. Wanilia była wielce zdziwiona gdy wtargnęłam do jej boksu i uniemożliwiłam pożeranie wieczornej porcji siana, wiążąc ją na korytarzu. Nie było na razie nic innego do roboty, toteż wypadało by konisko ruszyć. Stan ogólnego wyczerpania sił życiowych nie pozwolił mi na pucowanie jej do siwości, pozbyłam się więc zaklejek, totalnie olewając żółte plamy. A co. Wyczyściłam kopyta, bardziej przykładając się do tej czynności. Siwa spokojnie memłała końcówkę od uwiązu, pokornie dając nogi. Skorzystałam więc z okazji i poszłam po sprzęt. Najpierw przyniosłam prywatne siodło Wanilii z wpiętym już czaprakiem i popręgiem. Wrzuciłam to na niewysoki grzbiet, luźno podpięłam, po czym udałam się po ogłowie. Wróciłam ze zwykłą tranzelką wyposażoną w wędzidło z rolkami, które miało dzisiaj zadebiutować jako kiełzno. Powiesiłam ogłowie na haczyku, sama zapięłam sztypy, przyniosłam sobie bat ujeżdżeniowy. W porę przypomniałam sobie o ochraniaczach, czym prędzej zabezpieczając nimi każdą z nóg. Na sam koniec zdjęłam siwej kantar i próbowałam wepchnąć do pyska wędzidło. Po kilku próbach ucieczki pod sufit udało mi się, toteż podciągnęłam popręg i skierowałam klacz na halę.
Na początku siwe oczywiście musiało odmówić przejścia przez drzwi, ponieważ lewe skrzydło jest taakie straszne. Niezbyt się tym przejęłam, możliwe, że byłam zbyt zmęczona. Kiedy wrzasnęłam na oporną jednostkę, ta skuliła uszy i zniesmaczona weszła za mną. Poklepałam ją, podciągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i sprawnie wskoczyłam na siodło. Przekornie przytrzymałam siwą nie pozwalając jej ruszyć się z miejsca, dopiero kiedy wygodnie usadowiłam się na siedzisku, dałam jej lekką łydkę. Oddałam jej wodze na całą długość, łydkami kierując na ślad. Siwa wyciągnęła szyję do przodu i w dół, jednak nie szła rozwleczona, zad nadążał za przodem. Po kilku minutach mogłam do końca dociągnąć popręg, pokręcić z nią kilka dużych wolt, bardziej od dosiadu, aniżeli od czegokolwiek innego. Sprawdziłam jak tam mają się nasze zatrzymania, a upewniając się, że całkiem w porządku poprosiłam Wanilię o kłus. Płynnie przeszła do wyższego chodu, jak na dresażystkę przystało. Po przejechaniu jednego koła kłusem anglezowanym zaczęłam zbierać wodze na kontakt, dojeżdżając klacz łydką. Na razie dużo jazdy po prostej, co jakiś czas duże wolty (20m). Zmiana kierunku i to samo w druga stronę. Jak na razie szło nam nieźle, widać siwa również była wykończona minionym dniem i nie miała ochoty na cudowanie. W końcu, po przedreptaniu kilku kół na każdą ze stron zaczęłam bawić się wędzidłem, kierując pracę na bardziej dresażowe tory. Przeplatałam pracę mnóstwem jazdy po łukach, czy to woltach, wężykach czy ósemkach. Stopniowo, wraz z ręką i dosiadem, klacz ładnie się rozluźniła, zaczęła wchodzić na właściwy kontakt, nie tylko z wodzą, ale ze wszystkimi moimi pomocami. Zwolniłam ją do stępa, wykonałyśmy na obie strony długiego wężyka oraz ćwiczenie z godziną 10. Na sam koniec poprosiłam o żucie z ręki. Rzeczywiście, nowe wędzidło sprawiało, że siwa dużo lepiej je przyjęła. Poklepałam ją, wzmocniłam kontakt ponownie prosząc o kłus. Próbowałam utrzymać ustawienie, a kiedy siwa całkowicie się pozbierała cofnęłam zewnętrzną łydkę prosząc ją o galop. Wanilia pochyliła głowę, kickiem przechodząc do wyższego chodu. Całą prostą przejechałyśmy roboczym, na krótkiej ścianie zaczęłam męczyć siwą, by bardziej się pozbierała i skróciła wykrok. Moje wysiłki nie poszły na marne, bo po dokończeniu całego koła, galop stał się okrąglejszy, płynniejszy i bardziej majestatyczny. Na sam koniec obszerna wolta i do kłusa. To samo w drugą stronę, jednak poszło nam łatwiej z zebraniem, mała bowiem nie wyszła w ogóle z ustawienia, utrzymała je podczas przejść. Galopowanie zakończyłam ósemką przez całą halę, połączoną ze zmianami nóg na środku. Klaczy szło całkiem nieźle, ostatnio podczas skoków miała okazję wałkować ten element. Zwolniłam ją do kłusa, potem do stępa i oddałam wodze. Odchyliłam się troszkę do tyłu, wyraźnie czułam jak moje biodra pracują w rytm ruchu siwej.
- Łołołoł! Kogo my tu mamy? O tej porze? Czyżby pani nie powinna już spać? - Mariusz w dziwnie dobrym humorze wyjrzał zza drzwi.
- Cierpię na bezsenność. Od czasu kiedy pracujesz w stajni - nie mogłam zdobyć się na nic innego.
- Oh, epicka złośliwość, bardzo w twoim stylu. Co robicie? - zapytał.
- Dresażujemy, a dokładniej podsumowanie Petki. Po rozgrzewce, zaraz bierzemy się za P-9 - objaśniłam.
- Przyniosę wam program - oddalił się.
- Dzięki - wymamrotałam pod nosem, przekładając grzywę klaczy z jednej strony na drugą. Po chwili chłopak wpadł na halę z bananem na pół twarzy i pogniecioną kartką w ręku.
- Znasz go? - zapytał.
- Częściowo - odparłam. Pogoniłam siwą do kłusa nie czekając na instrukcje. Od razu pozbierałam ją, coby nie robić tutaj wsi.
- Uroczy srokacz z tej siwki - chłopak podsumował stopień czystości klaczy. Nic nie odpowiedziałam, usiadłam w siodło i przy A skręciłam do środka. Chwilkę pobawiłam się z wędzidłem, by uwrażliwić siwą na moje komendy. Wjazd wykonałyśmy w dobrym stylu, prosto, zatrzymanie w punkcie, nogi równo, zad pod nami. Ukłoniłam się z głupim uśmieszkiem, dałam łydkę, jeszcze na chwilkę przytrzymując klacz w miejscu, tak by ruszyła równiutkim kłusem zebranym. W C wygięłam ją wokół mojej wewnętrznej łydki. Siwa rytmicznie przeżuwała wędzidło, spokojnie reagując na moje polecenia. Przed H leciutko ustawiłam ją do środka, by przy samym znaczniku wygiąć ją do końca i wykonać łopatkę na czterech śladach. Zakończyłam chód wyprostowaniem klaczy i wysłaniem jej do przodu, bo nieco straciła na prędkości. Po dosłownie kroku na wprost skierowałam ją na półwoltę. Zaraz potem następna. Nie były to dla nas trudne figury, nie wymagały wielkiego zgięcia. Na zjeździe z drugiej figury nie udało mi się tak precyzyjnie jak wcześniej przygotować klaczy do chodu bocznego, więc nie zareagowała od razu, chwilkę zajęło mi porządne wygięcie jej i ustawienie na właściwym miejscu. Kiedy jednak już wykonałyśmy porządnie końcówkę łopatki, siwa ładnie się pozbierała, ułatwiając mi wysiedzenie w siodle. W K wysłałam ją do przodu lekko oddając wodze, tylko na tyle by nieco wyciągnęła szyję. Wykorzystała to, zwiewnie pokonując przekątną. Na ścianie ustawiłam ją nieco do środka, zgodnie z kierunkiem ruchu, pilnując by dobrze wyjeżdżała narożniki. Do zatrzymania przygotowałam ją chwilę wcześniej, kilkoma półparadami. Przed C wykonała jakby piaff, by w końcu postawić wszystkie cztery nogi na ziemi. Poczekałam cztery sekundy, dodałam łydki znów na moment przytrzymując ją w miejscu. Przesadziłyśmy w pośrednim, wyszło nam coś na kształt zbliżony do wyciągniętego, acz nie uważam by był to rażący błąd. W A zwolniłam ją do stępa, bardzo ładnie wykonała przejście, chociaż w samym stępie szła dość szybko przez co zabrakło płynności, a i ja siedziałam spięta próbując blokować ją dosiadem. Z ulgą przeszłyśmy do kłusa zebranego. Tym razem przed przejściem zwolniłam ją, a po samym przejściu kilka razy skorygowałam prędkość. Podekscytowana Wanilia nie mogła spokojnie pokonać przekątnej, kilka razy podkłusowywała. Musimy poćwiczyć cierpliwość. Przy pozbieraniu wodzy znów próbowała podkłusować, jednak udało mi się to stłumić. Wykorzystałam jej zapał do przodu przy zagalopowaniu, szybko udało mi się ją pozbierać, całość wyszła przyzwoicie. Przed woltą znacznie ją zwolniłam, figura ładnie wyjechana, z wygięciem. Na śladzie nie pozwoliłam się rozpędzać, każda foula była wyraźnie oddzielona, a jednak wygodna i płynna. Odbiłam kawałeczek od ścieżki, pilnując prędkości oraz ustawienia, powrót kontrgalopem. W ten sposób uczyłam siwej kontrgalopu, nie był więc to dla nas żaden problem. W F oddałam troszkę wodzy, jednocześnie dosiadem zachęcając ją do wydłużenia kroku. Na początku dość niepewnie, później za bardzo się rozpędziła, jednak udało mi się to skorygować. W R ponownie ją pozbierałam, w A skręciłam do środka, mocniej przykładając się do utrzymania prostego konia, bowiem lekko nas zwiewało. Przed X zwolniłam ją do kłusa, przejście było bardzo ładne, kłusik równy i rytmiczny. Wygięłam ją w drugą stronę i zagalopowanie z prawej. Zmianę nogi, jak wspominałam wcześniej, siwa miała obcykaną. Wężyk w tą stronę również poszedł nieźle, wolta troszkę szybciej, ale chyba nawet korzystniej. Druga zmiana nogi, tym razem przez stęp nie poszła nam gorzej, siwa rwała się do przodu, ładnie zagalopowując na drugą nogę. W C do kłusa, spokojnie objechałyśmy czworobok i dotarłyśmy do X. Starannie wyginałam ją w zakrętach, zatrzymałam w G, przed sędzią, ukłoniłam się, oddałam siwej wodze i przytuliłam się do białej szyi, dumna z postępów mojego dzikusa.
- Coraz lepiej wam idzie, naprawdę jesteście świetną parą - chłopak zauważył z nieukrywanym podziwem.
- Mam nadzieję, że sędziowie na zawodach będą myśleć to samo - odparłam podnosząc się z szyi klaczy. Oddałam chłopakowi bat, poluzowałam popręg i wyjęłam nogi ze strzemion. Na zupełnym luzie połaziłyśmy sobie po hali kilka minut, Wanilia nie była bardzo zmęczona. W końcu zsiadłam, popuściłam popręg, podciągnęłam strzemiona i zaprowadziłam klacz do stajni. Tam wpuściłam ją do boksu, przymknęłam drzwi, a sama poszłam odłożyć toczek. Mariusz pomógł mi zabierając siodło, ja zdjęłam siwej ogłowie, umyłam wędzidło. Do moich czynności pozostało tylko przetarcie siwej szczotką, chłopak zrobił za mnie resztę. Podziękowałam mu i udałam się do domu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rustler dnia Nie 11:34, 29 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|