Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 9:11, 17 Lut 2011 Temat postu: Powrót do formy - join up |
|
|
Pora zająć się ćućkiem. Kiedy pełna energii wparowałam do stajni zastałam tam Zuzkę, naszą przyszłą pensjonariuszkę. Rozglądała się po boksach, czule głaskała konie po nosach.
- Heeej - zawołałam z tego końca stajni.
- O, cześć - odparła dziewczyna - tu jesteś Rustler, prawda?
- No ba, właścicielka tego bazaru do usług. - uśmiechnęłam się szeroko - więc jak, nudzisz się? Zaraz ci coś do roboty znajdę... -
- Nie, znaczy tak, no... sama nie wiem - zakłopotanie wymalowało się na jej twarzy. - Czyj jest ten gniadosz w rogu?
- Tamto? Aaa, tamto. Tamto moje , właśnie będziemy trenować.
- Co mu się stało w szyję? - wskazała na sporą, lekko zabliźnioną ranę.
- Niemiły incydent na pastwisku, zaplątał się w krzaki, a próbując wyjść zahaczył o jakieś dziadostwo wystające z wiaty dla koni. - ruszyłam w stronę boksu ogiera, opowiadając po krótce wydarzenia ostatnich dni.
- Mimo wszystko, śliczny jest - zachwyciła się Ruthlessem Zuzka. W między czasie zdążyłam go wyprowadzić i uwiązać na środku. Gniadosz z zaciekawieniem spojrzał na nieznaną mu dziewczynę.
- Jaki on wielki, fajnie musi być na nim jeździć.
- A jeszcze fajniej jest skakać . Od czasu zranienia nie chodził, to jest ponad tydzień. Niby treningi zaczynamy 20.02, ale trochę go ruszę, żeby aż tyle nie stał.
- To nie będę wam się plątać pod nogami. Masz jakąś robotę dla mnie?
- Korytarzem do końca, potem lewe drzwi. Biegalnia. Są tam dwie klacze, uważaj na siwą. Po kolei uwiąż przy drążku i wyczyść, jak Ci się chce.
- Nie ma sprawy.
W czasie rozmowy zdążyłam już ogarnąć sierść Ruthlessa. Współczuje biedakowi, stoi w boksie i nic nie robi. Cholery można dostać. Od dzisiaj na szczęście już będzie wychodził na padok. Po wyczyszczeniu kopyt założyłam mu kantar sznurkowy, a ze sobą wzięłam linę. Wraz z Olbrzymkiem wydreptaliśmy na round-pen.
A jak to się cieszyło! A jak to szalało! 10 minut zajęło mi opanowanie sytuacji. Opanowanie. Można by się kłócić, za który moment uważamy opanowanie konia. Posłuszny to on, akurat nie był. Założymy, że chciałam, żeby biegał w tą stronę. Rozwinęłam linę i kilka razy posłałam ją, aż za zad Gniadosza. Pogalopowaliśmy, w obie strony, wyszaleliśmy się, nie ukrywając - obydwoje. Dobra, czas brać się za robotę. Gwałtownie uniosłam ramiona i po chwili rozcapierzyłam palce, wczuwając się w rolę drapieżnika. Natrętnie patrzyłam w oczy Retsa. Gniady strzelił wzrok pt. "W kulki sobie lecisz", ale przyśpieszył i cały czas mnie obserwował. Po przegalopowaniu jednego koła powoli opuściłam ręce, zacisnęłam w pięści i przyciągnęłam do pasa. Spojrzenie na mnie - do kłusa. Nie musiałam długo czekać, żeby zmniejszył obwód. Za chwilę spuścił łeb i biegł niczym pies tropiący. Kiedy zaczął żuć powietrze odwróciłam się, pilnując by oczy patrzyły w ziemię, a ciało było ustawione przyjaźnie. Antek zatrzymał się i spokojnie do mnie podszedł, opierając się szczęką o moje ramię. Trochę mi ciężko - telepatycznie wysłałam ogierowi. Po krótkiej chwili follow up, odwróciłam się i pogłaskałam gniadego po czole. Koniec. Potem wygłaskałam go, nacisnęłam rękami na jego grzbiet, aż wreszcie - korzystając z płotu, wsiadłam na jego grzbiet. Po za kantarkiem sznurkowym nie miał na sobie sprzętu. Lekką łydką zmotywowałam go do stępa i kierowałam na mały obwód round penu. 10 minut z różnymi zmianami kierunku, zsiadłam i ponowna porcja pieszczot. Gniady szedł za mną jak pies, miałam wrażenie, że współpraca sprawia mu przyjemność. Złapałam go za kantar i udałam się z nim do stajni.
Tam wyczyściłam kopyta, przeczesałam sierść i grzywę. Nakryłam go lekką derką i wpuściłam do boksu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rustler dnia Czw 9:22, 17 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|