Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:25, 13 Cze 2011 Temat postu: 29.05.11 - Przypomnienie podstaw pracy na lonży |
|
|
Zaraz po treningach z moimi klaczami udałam się do SC. Wcześniej rozmawiałam z Chocky, która opowiedziała mi o dwóch nowych koniach, które przybyły do schroniska. Szczególnie jeden z nich, a mianowicie kuc, zwrócił moją uwagę. Gdy stanęłam przed jego boksem i cicho zawołałam go po imieniu, inaczej niż większość uratowanych koni, podszedł do krat, tykając mnie chrapkami w dłoń. Uśmiechnęłam się, posmyrałam go po chrapach i podałam kawałek marchewki, który z radością schrupał. Do kantara na jego szyi przyczepiłam uwiąz, otworzyłam drzwi i wyprowadziłam go na korytarz. Uwiązałam go przed boksem i pogładziłam po szyi. Ktoś już się nim zajął, jednak widać było skutki długotrwałego pozostawienia samemu sobie. Mimo to pieszczoty przyjmował z aprobatą, sam jeszcze się przystawiając. Z siodlarni przyniosłam kuferek ze szczotkami, kontrolnie przeczyściłam go iglakiem, oraz podniosłam wszystkie cztery nogi. Wbrew pozorom z tyłem szło łatwiej, nie chciał dawać przodów, jednak po kilku próbach zakończonych pochwałą wychodziło mu to coraz lepiej. Odstawiłam na miejsce szczotki, a przyniosłam ogłowie i długi, cienki uwiąz. Ostrożnie zdjęłam gniadoszowi kantar, pomimo tego że kulił uszy gdy dotykałam jego głowy. Kantar położyłam na ziemi, uwiąz przywiązałam do drugiego końca tak by tworzył pętle wokół jego barków. Uspokajałam go głosem i delikatnym głaskaniem po szyi podczas nakładania ogłowia. Uciekał z łbem do góry, jednak gdy w końcu udało mi się mocno przytrzymać jego nos, założyłam ogłowie. Pochwaliłam go, dałam mu cukierka w nagrodę. Szybko wyregulowałam ogłowie, pozapinałam wszystkie paski. Do lewego ringa wędzidłowego przypięłam długi uwiąz, a ten przytrzymujący go za szyję odwiązałam i położyłam obok kantara. Na dość luźnym uwiązie i maksymalnie wyprostowanej ręce wyprowadziłam ogiera na zewnątrz. W ręku zaprowadziłam go na round pen i chwileczkę pobawiłam się w jeża, nie spuszczając z uwiązu. Naciskałam na szyję, brzuch, zad, z obu stron konia i chwaliłam za każdą, nawet najmniejszą próbę przesunięcia się. Zależało mi by uwrażliwić go na człowieka, oraz ułatwić opiekunom przesuwanie go w boksie. Trzeba było przyznać, że był dość pojętny, a dla jedzenia robił wszystko, więc miałam wrażenie iż załapał o co mi chodzi. Oprowadziłam go po śladzie wydeptanym przez lonżowane konie, po kilka kółek na każdą stronę. Musiałam ciągle odsuwać go od siebie, ponieważ bez żadnego namysłu wchodził na mnie, przepychał mnie i deptał po stopach. Na szczęście refleks mnie nie zawodził i udało mi się wyjść z tego ze wszystkimi palcami. Powoli zaczęłam odsuwać się do środka koła, końcem wyganiając gniadego na koło. Nie był tym zachwycony, najchętniej przyszedł by do mnie i przytulił się, więc przy każdym smyrnięciu go końcówką uwiązu kulił uszy. Chciałam przypomnieć mu o co chodzi w lonżowaniu. Za spokojny marsz po śladzie chwaliłam go krótkim "dobry", a raz na jakiś czas podchodziłam do niego i wręczałam mu cuksa. W sumie zmusiłam go do pokonania ok. 10 kółek stępem na każdą ze stron, gdy uznałam że na dziś wystarczy. W drodze do stajni zahaczyliśmy o trawę, gdzie zostaliśmy na dłuższą chwilkę. Nie wiedziałam jednak czy był już na pastwisku, ale wiedziałam, że nadmiar paszy może mu zaszkodzić. Zabrałam go do stajni, uwiązałam, wyczyściłam kopyta, zmieniłam ogłowie na kantar i wpuściłam do boksu. Chwilkę jeszcze postałam nad nim skarmiając resztę smakołyków które miałam w kieszeni i miziając go po chrapach. Starałam się podczas pieszczot dotykać jego głowy. Czasem zdarzyło mi się przemycić jakiś dotyk, ale raczej nie był tym zachwycony. Po kilku minutach udałam się do Exodusa, w celu wypełnienia stałych obowiązków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|