Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:27, 13 Cze 2011 Temat postu: 05.06.11 - Porządna lonża oraz wsiadanie na stęp |
|
|
Wpadłam do Centralki z masą niespożytkowanej energii. Od razu pomknęłam do siodlarni, zabrałam z niej sprzęt kucaka i zaniosłam na myjkę. Ogłowie wzięłam do ręki, wraz z nim poszłam do boksu Sokisty. Kucyk podniósł łeb, postawił uszy i podszedł bliżej. Pomiziałam go po chrapach, dałam upragniony krążek marchwi i założyłam ogłowie. Wyprowadziłam ogiera na myjkę, tam go uwiązałam. Od razu przeszłam do czyszczenia. Po gniadoszu było widać, że jest wyczyszczony, ale dla formalności dopełniłam obowiązku. Na nogach zapięłam nowiutkie ochraniacze, porządnie zaciskając paski. Miałam w planach go przelonżować, może wsiąść na stęp. Wszakże połowa rekonwalestencji już za nim. Na grzbiecie rozłożyłam czaprak, na nim ułożyłam podkładkę żelową z futerkiem. Na koniec delikatnie umieściłam na nim siodło i podpięłam popręgiem. Ogier nie wyrażał sprzeciwu, a nawet przytulał się go ręki, gdy skakałam wokół niego. Chwilkę podrapałam go między ganaszami, założyłam toczek, do ringa wędzidłowego zapięłam lonżę, wzięłam bat. Wraz z ogierem udaliśmy się na padok. Pogoda była ładna, a piach się kurzył, więc wybrałam ten z trawiastym podłożem. Kucak od razu miał zamiar schylać się do trawy, lecz ja odwiodłam go od tych zamiarów podciągając mu pysk do góry. Podciągnęłam popręg, upewniłam się, że strzemiona nagle się nie rozwiną, zaplątałam wodze, przypinając je paskiem policzkowym. Gdy wszystko było gotowe, pogoniłam ogiera na koło.
Gniadosz trzymał się cały czas bardzo blisko mnie, a na bat reagował machaniem głowy w górę i w dół. Kiedy w końcu na niego krzyknęłam, odsunął się, przestał potrząsać głową, a moje palce u stóp były bezpieczne. Kucyk chętnie szedł do przodu, jednak często musiałam go upominać by trzymał się dużego koła. Samo stępowanie w sumie zajęło nam dużo czasu. Minęło pewnie ze 20 minut, kiedy poprosiłam go o kłus. W pierwszej chwili reakcja taka jak wcześniej, kiedy pogoniłam go bardziej zdecydowanie - ruszył do przodu, mocno wyciągając nogi przed siebie. Po kilku okrążeniach rozluźnił się, zaczął iść rytmiczniej. Kuc miał dość dobry ruch, nie pokazywał po sobie żadnego usztywnienia, nie drobił. Jednak musiałam go często poganiać, ale nie jestem przekonana czy to nie jego chwilowy humorek. Chętnie wrócił do mnie, pozwolił w spokoju przepiąć lonżę i lepiej niż wcześniej udał się na koło. Chwaliłam go głosem za postępy. Po kilkunastu minutach kłusa w drugą stronę zaczęłam ćwiczyć z nim przejścia. Kucyk po kilku próbach zaczynał je wykonywać co prawda szybciej, ale widać było, że raczej nie ma pojęcia o przejściach z podstawieniem. Zwolniłam go do stępa, poprosiłam o zatrzymanie. Ustawił się po skosie, przodem do mnie, ponownie pogoniłam go do kłusa, po kilku krokach do galopu. Ogier jedynie przyśpieszył, kładąc uszy. Cofnęłam rękę, napinając lonżę i lekko podeszłam w jego stronę, ponownie go poganiając. Przez chwilkę ganialiśmy się po padoku, ale finalnie kucyk zagalopował. Miałam problem z utrzymaniem chodu, słowem naganiałam się za nim, nawydzierałam, a w ramieniu czułam zakwasy, ale sześć okrążeń przegalopował. Pochwaliłam go, zwolniłam do stępa, zmieniliśmy kierunek i chwila stępa dla odsapnięcia. Nie pozwoliłam mu się jednak rozwlec, cały czas utrzymywałam mocne tempo. Po kilku minutach zacmokałam prosząc go o kłus. Ku mojemu zdziwieniu gniady wyrwał do przodu. Nie tracąc okazji pogoniłam go batem ze zdecydowanym "galop". Ogier ruszył, zadzierając łeb do góry. Ruszał się ładnie, inicjatywa wychodziła od niego. Energia wyraźnie szła od zadu, przestał uwalać się na przodzie, jak wtedy gdy go mocno poganiałam. Po trzech kołach energia uleciała, ja musiałam znów troszkę go motywować. Skończyliśmy po 6 kołach, do kłusa, do stępa. Odpoczynek ok. 5 minut stępem, zatrzymałam go i podeszłam.
Sprawdziłam jeszcze raz popręg, spróbowałam podciągnąć, ale nie dało rady. Poklepałam gniadosza po szyi, dałam krążek marchewki. Ogier zabawnie wyglądał próbując go zjeść z wędzidłem w pysku. Rozplątałam wodze, odwinęłam strzemiona. Odłożyłam lonżę i bat w kąt. Przytrzymałam gniadosza za wodze i włożyłam nogę w strzemię. Lekko na nie nacisnęłam, a ogier od razu ruszył do przodu. Mocno przytrzymałam go na wodzach, a kiedy się zatrzymał spróbowałam ponownie. Noga w strzemię, odbiłam się od ziemi i szybko usadowiłam w siodle. Mały od razu musiał ruszyć do przodu, zatrzymałam go. Nieładny nawyk. Przez chwilę kazałam mu stać, wyszło nam raczej chodzenie w miejscu, ale niech będzie. Łydka, poluzowałam wodze i stęp. Łydką próbowałam zepchnąć na ślad pod płotem, ale gniady zupełnie nie reagował. Kiedy odstawiłam wodze skręcił, lecz ani troszkę się nie wygiął. Przejechaliśmy koło stępem, potem od łydki próbowałam wyegzekwować woltę. Nie podziałało. Mocniejsza łydka, dołożyłam troszkę wodzy. Pochwaliłam, jedziemy do przodu. Spróbowałam go zatrzymać, zwolnił, dopiero przy drugiej komendzie zatrzymał się. Po dosłownie 2'' ruszył do przodu, mocno go przytrzymałam. Stanął, jednak próbował uwolnić się od wzmocnionego kontakt machaniem łbem. Czyli jednak będzie trudniej niż myślałam. Podczas stępowania, które jednocześnie było odpoczynkiem po lonżowaniu, wiele razy męczyłam go woltami i zatrzymaniami. Pod koniec zauważyłam lekką poprawę, ale kuca czeka wiele pracy...
Odprowadziłam gniadego pod stajnię, rozsiodłałam i zaprowadziłam na myjkę. Tam wyczyściłam spocone miejsca, zdjęłam ochraniacze, wyczyściłam kopyta. Zaprowadziłam ogierka do boksu, zdjęłam mu ogłowie i dałam marchewkę. Chwilkę pomiziałam go po szyi i poszłam do samochodu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|