Adrenaline
Prince of pensjonat
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:02, 08 Lip 2011 Temat postu: 7.07.11r.- teren stępo-kłus, powrót do pracy po kontuzji |
|
|
Poranek był słoneczny. Zmrużyłam oczy, wychodząc z solarium. Była 9.00.
Respekt właśnie grzał nogę w środku. Postanowiłam przygotować sobie sprzęt w tym czasie. Przytargałam siodło z ogłowiem, ochraniacze i swoje rzeczy, typu toczek i rękawiczki. Do kieszeni wcisnęłam sobie dwa mientusy. Po 10 minutach wróciłam do solarium. Wyprowadziłam ogiera z budynku i przywiązałam przed stajnią. Schyliłam się, wyjmując iglaka z pudła na szczotki i w skupieniu szczotkując sierść ogra. Koń przymykał z przyjemnością oczy, łapiąc promienie słoneczne. Po dwóch szarych dniach były rarytasem.
W końcu zabrałam się za przygotowanie do jazdy. Kontuzjowaną nogę najpierw obwinęłam miękką watką, potem bandażem i w końcu założyłam mu ochraniacze. Byłam pewna, że go nie będzie bolała nawet, jeśli przez przypadek uderzy się o coś w terenie. Zarzuciłam mu siodło na grzbiet, bez pośpiechu podpięłam popręg i założyłam w końcu ogłowie. Z początku opornie mielił wędzidło, w końcu załapał je i spokojnie, raz po raz, przeżuwał.
Ziewnęłam przeciągle, w ostatniej chwili zasłaniając usta ręką. Dałam mu łydkę, kierując się w stronę lasu.
-Gdybyś był zdrowy- stwierdziłam- moglibyśmy pojechać na jakiś dłuższy teren. Na przykład na Szlak do Błękitnego Stawu albo...
Ogier się otrzepał i zastrzygł uszami.
-Dobra, dobra, kończę.
Łagodnie kołysałam na siodle w rytm kroków ogierasa. Lubiłam jego tempo. Ogier zwiesił łeb, rozgrzewając kończyny. Parsknął.
Po lewej stronie rozcierały się tereny stajni. Potężne pastwisko, porośnięte drobnymi kwiatkami kołysało subtelnie na nikłym wietrze. Po prawej stronie było niewielkie pole, przy drodze rósł majestatyczny dąb, a za nim padok. Łydka. Ogier nieznacznie przyspieszył zamulony stęp. Dziwne, skoro ostatnio tak mało chodził... Chociaż nie, chodził w sumie sporo, kilka razy dziennie, ale nie pod siodłem. Cóż. Wjechaliśmy do lasu. Tutaj zebrałam wodze, ogier nie zaprotestował. Przyspieszył nieznacznie kroku, kiedy mijaliśmy szeleszczącą reklamówkę. Wysyłałam mu delikatne sygnały na wodzy, żeby mu się nie nudziło. Prostą drogą wyjechaliśmy z lasu na pole.
Miękka trawa łagodnie się kołysała. Ogier spokojnie stępował po zielonym podłożu. W powietrzu śmigały skowronki. Postanowiłam objechać pole, przejechać koło Deandrei i wrócić do Exodusa przez ścieżkę przy drodze. Ulica nie była mocno uczęszczana, zwłaszcza, że położona na wsi. Całą prostą drogę pokonałam stępem. Na moje łydki ogier kierował uszy w moją stronę i subtelnie przyspieszał kroku. Rozkołysałam się w siodle. Wyjęłam nogi ze strzemion i zaczęłam machać nimi swobodnie, bo ostatnio siedziałam w siodle przed dwoma tygodniami i wolałam, żeby spokojnie wracały do pracy.
Nagle z trawy zerwała się kuropatwa. Res zadarł łeb i przystanął gwałtownie, a ja zamajtnęłam się na siodle i opadłam mu na szyję.
"Tylko nie opuszczaj głowy Respekt! Nie opuszczaj głowy.!"- huczało mi w myślach. Ogier miał silną szyję i zadarł ją, rozszerzając i łapiąc chciwie powietrze. Zaczęłam majtać się na szyi, bez skutku. Nagle złapałam strzemię stopą, pomiędzy nogami wymacałam przedni łęk i całą swoją siłą odepchnęłam się w tył. Siedziałam znów w siodle, lekko zdyszana.
-Dziękuję, Respekt.- odparłam, kręcąc głową. Miał ciepłą szyję, kiedy go głaskałam. Ruszyliśmy stępa, całe pole. Skręciliśmy, kierując się na prostą drogę, która prowadziła do Dean. Robiło mi się gorąco i z aprobatą zdjęłam toczek, przetarłam dłonią kark, włosy spięłam z kitki na kok i znów wsadziłam na łebek toczek.
W końcu dojechaliśmy. Na końcu drogi widać było zarysy Deandrei. Uśmiechnęłam się, poprawiając w siodle. Ogier parsknął.
Znaleźliśmy się koło pastwiska. Do ogrodzenia od razu podleciał Little Bit, rżąc radośnie, machając ogonem i efektownie kłusując za nami. Mijając jego wybieg, przejechaliśmy koło części pastwiska Sherlocka. Ogier podniósł łeb znad trawy. Kopnął kilka razy w ziemię i powrócił do skubania. W tle pastwisk majaczył tor wyścigowy. Był wszystkim świetnie znany, zwłaszcza, że to na nim odbyło się Deandrei Cup, najbardziej prestiżowa gonitwa, którą wygrała Reachel Alexandra. Po drugiej stronie było ogromne pastwisko dla klaczy i wałachów. Znalazłam zarys Zenyatty, w cieniu skubała trawę Lady Esther. Wikipedia galopowała, zaczepiając po drodze Haberię, która ochoczo pobiegła za nią kawałek. Samantha leżała na boku, rozpoznałam ją po kasztanowatej maści. Gracja piła wodę z dużego pastwiskowego poidła. Z początku zastanawiałam się, czy nie pomyliłam jej z Destiny, ale nie. Destiny stępowała spokojnie przy płocie. W końcu zauważyłam Lady Cinnabar. Klacz, jak zwykle piękna, z gracją skubała trawę.
Zmarszczyłam brwi.
Koło klaczy biegało coś brązowego. Przez chwilę myślałam, że to Sword, husky. Jednak nie pasował mi ogon, był czarny. Nie widziałam zbyt dobrze, więc postanowiłam skręcić w stronę stajni Dean, żeby lepiej przyjrzeć się temu czemuś. Podjeżdżając do ogrodzenia, Respekt pogrubił szyję, uniósł ogon i zaczął poruszać się tanecznym krokiem.
-Wariacie- stłumiłam śmiech. - Ty nawet jak jesteś kulawy to musisz dobrze wyglądać.?
Potężne rżenie.
-Tak też myślałam.
-Adre.!- usłyszałam. Uniosłam się w strzemionach, w poszukiwaniu osoby, która krzyknęła.- Adre, tu, przy płocie.!
-Chocky.!
Podjechałam jak najszybszym stępem. Zabrałam krótko ogiera, bo do ogrodzenia przybiegła Lady Esther, świecąc zadem, że tak to nazwę. Ogier oczywiście od razu był pobudzony.
-Lady, śmigaj ztąd.- dopiero zauważyłam Dei.
-Siema.!
-Hej!- uśmiechnęła się szeroko. - Widzę, że wybrałaś się na spacerek.?
-Terenik, moja droga.- wyszczerzyłam się.- Muszę go rozruszać po kontuzji.
Spoważniała.
-Był kontuzjowany.?
-Aha, zaraz, kiedy to... A, 26.
-Uf, to już wraca do zdrowia widzę. I jest w szczytowej formie.- wskazała głową na Resa. Ogier wykorzystał moją nieuwagę, wyciągając łeb w kierunku klaczy, która zarżała i podstawiła się zadem.
-Ruja.?
-Ano.
Zebrałam wodze. Respekt zaprotestował i zaczął się ogierzyć. Zeskoczyłam z siodła i chwyciłam go krótko przy pysku.
-Co to.?- spytałam, wskazując na brązowe coś. Zmrużyłam oczy i osłoniłam dłonią czoło, żeby lepiej widzeć.
-Lithium!- Chocky zatańczyła w miejscu. Spojrzałam na nią pytająco. Nagle klepnęłam się w czoło. Lithium Love K, córka Lady Cinnabar i Kolorowego Wiatru.!
-Lithium!- pisnęłam i zaczęłam chłonąć każdy detal ciała klaczki. Miała szlachetny łebek, krótką, kruczoczarną grzywę i różowe chrapki.- Śliczna.!
-Urodziła się w nocy.
-Bez problemów.?
-Na szczęście.
Uśmiechnęłam się.
-Poprowadzę wam ją. A ty spadaj, mała.!- wchodząc na pastwisko, Deidre odepchnęła arabkę. Zarżała w proteście, ale na pewny głos właścicielki posłusznie odbiegła. Po chwili Deidre przyprowadziła nam kobyłkę. Mała schowała się za ogonem klaczy, tylko jedno oko błyszczało przez długi, lukrecjowy ogon.
-Taka młoda, a już włosy doczepia.?- zaśmiałam się. Dziewczyny mi zawtórowały.
Przez najbliższe 15 minut podziwiałyśmy klaczkę. Mała po chwili zauważyła Resa. Nastawiła duże uszy, a oczka zalśniły jej z ufnością. Zaczęła się zbliżać.
-Adre.?- spytała niepewnie Chocky.
-Chyba nic jej nie zrobi.- wyprzedziłam jej myśli.
-Popuść wodze- poleciła Deidre- koń trzymany krótko czuje się niekomfortowo i bez możliwości ucieczki.
Wykonałam polecenie.
Ogier wyciągnął szyję i nastawił uszy. Maleństwo delikatnie dotknęło pyszczkiem jego chrap. Lekko je cofnął, po czym sam bardzo subtelnie trącił ją pyskiem. Jakby wiedział, że to maleńkie coś przed nim jest bardzo kruche i trzeba się z nim delikatnie obchodzić.
-Jak słodko- szepnęła Chocky.- Dobry wujek Respekt!
-No a jak.- uśmiechnęłam się.
W końcu nadszedł czas na to, by się zbierać. Wskoczyłam na siodło, pomachałam dziewczynom i ruszyłam energicznym stępem w stronę ścieżki prowadzącej do szosy przy ulicy. Kiedy się na niej znalazłam, spojrzałam, czy nie jedzie jakiś samochód. Było pusto, a szosa nie miękka i nie twarda, na w sam raz, i długa, prosta. Ogier nastawił uszy na moją mocniejszą łydkę i ruszył kłusem. Nie kulał, więc uznałam, że mu się znacznie polepszyło. Anglezowałam delikatnie, żeby nie obciążać mu zadu. Ogier szedł z nastawionymi uszami i równym rytmem. Świetnie.
Zatrzymałam się, kiedy przejechał samochód. Spojrzałam w obie strony i przecięłam ulicę na pół, wjeżdżając małą alejką krzaków do lasu. Był cień, ale ogier ochoczo kłusował. Dotknęłam jego szyi- nie była zgrzana, mogłam mu pozwolić na kłus. Szedł miękko i wygodnie. Cała długa prosta, potem piaszczysta droga w kłusie i przeszłam do stępa. Dojechałam długą prostą drogą do Exodusa, mijając pastwiska i kierując się pod stajnię.
Rozsiodłałam go, wytarłam porządnie.
-Dobry konik- szepnęłam, całując go w chrapy. Parsknął zawstydzony.
Dokładnie obadałam nogę. Była ciepła, nie gorąca, ale reszta nóg też wcale nie była zimna. Więc dobrze się goiła.
Chłodny prysznic na nogi. Bo było gorąco.
Ogier wzdrygnął się na zimną wodę, która uderzyła lekkim strumieniem o kopyta i stopniowo unosiła się w górę aż do kolan. Poprowadziłam go po kąpieli po betonowym podłożu przed stajnią. W końcu wysechł. Poklepałam go mocno po szyi i nagrodziłam mientusem, o którym mi się przypomniało, a w sumie on mi przypomniał, obwąchując mnie. W końcu wypuściłam go na pastwisko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|