Adrenaline
Prince of pensjonat
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:04, 01 Cze 2011 Temat postu: 23.05.11r.- teren |
|
|
Po przerwie (problemy z nogą) musieliśmy znów wracać do pracy. Pogoda robiła się coraz ładniejsza, słońce coraz cieplejsze i jaśniejsze, a przyroda bardziej zielona, jednym słowem: czuło się już prawdziwą wiosnę, przez duże W, jak nie nazwać tego początkiem lata.
Dzień był dość ciepły, ale wiał chłodny wiatr. Postanowiłam więc odłożyć trening na później. Akurat teraz, wieczorem, wiatr ustał, lecz powietrze wciąż było ciepłe, nawet cieplejsze niż wcześniej. Uśmiechnęłam się łagodnie, wchodząc do stajni. Poczułam zapach świeżej ściółki, końskiej sierści i skórzanego sprzętu. Z zewnątrz dochodziły mnie spokojne śpiewy ptaków. Poklepałam po szyi Calliope, która powitała mnie lekkim trąceniem. Gold Quest był zbyt zajęty przyglądaniu się wnętrzu żłobu, więc nawet mnie nie zauważył. Inside bacznie obserwował Golda ze zirytowaną miną. Pewnie myślał, że Gold ma coś w żłobie, ale kasztan bardzo dobrze grał, mimo, że żłób był pusty. Bordum drzemał z półprzymkniętymi oczami, a źrebaki zacięcie rżały i popisywały się przed sobą. W końcu dotarłam do boksu Resa, Ogier leżał na ściółce, jego boki spokojnie unosiły się i opadały. Cicho wsunęłam się do boksu.
-Hej, Res.
Ogier lekko się poruszył. Kucnęłam z boku, delikatnie gładząc go po szyi. Zarżał cicho i otworzył oczy.
-Hej mały, jak tam noga.?- spytałam. Minął już dokładnie tydzień i jeden dzień od jego kontuzji. Ogier zdążył już się wybiegać, a ja wykluczyć u niego kulawiznę. Srokacz podparł się przednimi nogami, leżał chwilę na brzuchu i w końcu podniósł się. Nie chciałam go męczyć treningiem, a ja sama też miałam lenia i postanowiłam zabrać go w teren. Założyłam mu kantar i wyprowadziłam powoli z boksu. Przywiązałam ogiera przed stajnią, gdzie mogłam swobodnie manewrować wokół niego. Przyniosłam pudło szczotek i spokojnie, upajając się ciepłym słońcem, szczotkowałam ogiera. Potem wypolerowałam go miękką i założyłam rząd. Długa grzywa łagodnie unosiła się przy końcach, a lśniące oczy bacznie obserwowały otoczenie. Założyłam rękawiczki i toczek, wskoczyłam na siodło i pogoniłam go naprzód.
Droga w stronę lasu była oblana ciepłym słońcem. Uwielbiałam tą porę: słońce dawało długie cienie, chowało się za drzewami i dawało takie ciepłe, rude światło. Ogier szedł na luźnych wodzach, a ja swobodnie machałam nogami w strzemionach i poddawałam się jego ruchom. W lesie powitały nas radosne śpiewy ptaków i świeże powietrze. Jechałam wciąż stępem, aby dobrze rozgrzać nogę po kontuzji. Na zimne lepiej dmuchać.
Na sprawdzonym odcinku drogi, gdzie ziemia była niezbyt ubita ale i niezbyt miękka, taka akurat, ruszyliśmy kłusem. Pozwalałam mu kłusować na lekko luźnych wodzach, nie zbierając ich na kontakt, bo miał to być relaks a nie jakieś dzikie szarże. Łagodnie opadałam w siodło. Skręciłam w boczną ścieżkę, upajając się zapachem lasu. Pogoniłam go łydkami, na co ogier zareagował żwawszym kłusem. Res miał bardzo wygodne chody, na moją korzyść. ^ ^ Tym sposobem szybko dojechaliśmy do strumienia. Ogier z lubością wszedł do wody i zaczął chlapać. Puściłam mu luźno wodze. W końcu dałam mu łydkę, znudzona. Ruszył spokojnie naprzód, przy wyjściu wykonał potężny skok na ścieżkę. Wybicie było tak silne, że zachwiałam się na jego grzbiecie jak szmaciana lalka i szybko chwyciłam się grzywy, aż zbielały mi palce. Wyprostowałam się w siodle i kazałam mu iść kłusem. Tutaj droga była usiana zakrętami. Było to dobre ćwiczenie na rozpracowanie nogi. Ogier miękko poddawał się naturalnym łukom. Zauważyłam jakąś delikatnie wydeptaną ścieżkę. Ja jak to ja, musiałam tam pojechać. Ogier z radością ruszył przez miękką trawę. Pochyliłam się, wtulając w jego grzywę i mówiąc: "au au au" mimo, że żadna gałąź mnie nie przeczesała. Z zacieszem uniosłam się znad jego szyi i zaryłam o gałąź choinki.
-Noo.!- syknęłam. Ogier zarżał, otrzepując się. -A ty co się ze mnie brachasz.?! Ja ci pokażę ty, ty, ty... no... zobaczysz, jak przyjedziesz do stajni, to będziesz mokry. Gwarat...
I ogier zarzucił mnie, ruszając kłusem. Zagryzłam dolną wargę i kazałam mu stanąć.
-Gwarantuję ci. No, a teraz kłus.
Z miną cwaniaka siedziałam w siodle. Ogier uparcie zasuwał naprzód z impulsem. W końcu moim oczom ukazało się płytkie jeziorko. Woda tutaj była zaskakująco czysta.
-Woo, jaka woda. ;O Res, wchodzisz.!
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Ogier zerwał się galopem przy brzegu. Usiadłam w półsiadzie, nie nadążając za oddawaniem wodzy i ruchami jego głowy. Potężny ogier z siłą i impulsem galopował w chłodnej wodzie. Kiedy pokonał całą prostą, pogalopowaliśmy szeroką, piaszczystą ścieżką. Naszym oczom ukazał się pień, dość potężny. Ogier przyspieszył, na prostej utrzymał równe, szybkie tempo i przeskoczył cudnie. Poklepałam go, zwalniając. Skręciłam w lewo, przejeżdżając energicznym kłusem przez rów. Szybko pokonałam ostry zakręt i pozwoliłam ogierowi pogalopować pod piaszczystą górę. Pochyliłam się w siodle i oddałam wodze. Ogier wbiegł, zwolnił trochę na górze i zbiegł na dół. Kiedy dotarł do ścieżki, zwolniłam do kłusu. Pojechałam mijając drzewa i kazałam mu przejść do stępa. Główna droga była usiana kamieniami, więc poluzowałam mu wodze i uniosłam się w strzemionach, chcąc odciążyć grzbiet młodego. Kiedy przejechaliśmy gruz, usiadłam swobodnie w siodle. Pojechałam dość długi kawałek drogi stępem, pozwalając Resowi ochłonąć. Dopiero ruszyłam kłusem kawałek od wyjazdu z lasu. Pokłusowałam ten odcinek swobodnie i na drodze prowadzącej do stajni już jechałam stępem na luźnej wodzy.
Pod stajnią zeskoczyłam z siodła i rozebrałam ogiera. Wytarłam go ręcznikiem, wyczyściłam i postanowiłam zabrać na solarium. Kiedy skończył swoją sesję pod lampami, wyszedł rozluźniony i spokojny. Poprowadziłam go do boksu, gdzie zrobiłam masaż T-Touch (małe kółka na skórze, uspokajający), poczęstowałam marchewką i wytuliłam najmocniej, jak potrafiłam. ;*
Post został pochwalony 0 razy
|
|