Adrenaline
Prince of pensjonat
Dołączył: 28 Kwi 2011
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:29, 15 Lip 2011 Temat postu: 15.07.11r.- trening zręczności, skoki P |
|
|
Pogoda była oszukańcza. Świeciło słońce, ani jednej chmurki.
Ale cholernie zimno i wiatr.
Założyłam bluzę, podciągając rękawy na trzy-czwarte. Skrzyżowałam je na piersi, trzęsąc się z zimna. Przebiegłam się z pałacyku do stajni w celu rozgrzania. Mało to dało.
Zabrałam w pośpiechu plastikowego iglaka i miękką szczotkę, kierując się do boksu Resa. Ogier zarżał radośnie na powitanie.
-Hej malutki.- pocałowałam go czule w chrapy. - Jak tam, nie zimno ci?
Zatańczył zadem, wpuszczając mnie do boksu. Uśmiechnęłam się.
-To co, czyścimy?- parsknął, a wokół jego chrap utworzyły się kłęby pary. Otworzyłam z zaskoczeniem usta.- Ło.
Najpierw energicznie wyczyściłam zakleje. Potem miękką szczotką wygładziłam sierść. Miło. Poszłam po gumki do grzywy, schowane w pudle ze szczotkami. Przyniosłam jedną, zieloną, i zabrałam się zaplatanie grzywy. Utworzyłam warkocza, idącego przez nasadę szyi, opadającego na końcu na łopatkę. Wyglądał uroczo i zawadiacko.
-Mrr.- uściśliłam, uśmiechając się do siebie. - Jaki koot. Znaczy tego... Koń.
Założyłam mu czaprak i ogłowie, a potem ochraniacze.
-Ej, ej, przystojniaku- zacmokałam. Nastawił uszy z ciekawością.- O, jak chcesz, to słyszysz?
Parsknął. Poprowadziłam go na padok piaszczysty. Nie miałam najmniejszej ochoty iść na halę.
Wskoczyłam na siodło, delektując się świeżym, rześkim powietrzem. Co prawda całe niebo już było usiane chmurami, ale nie przeszkadzało mi to. Nawet lubiłam taką pogodę.
Puściłam wodze luźno i zaczęłam stępować. Dwa kółka, spokojne, w jedną i dwa w drugą stronę. Ogier szedł miękkim, bujającym stępem.
-Dobry konik. -poklepałam go po szyi. Zaczęłam wsłuchiwać się w śpiew ptaków. Po chwili zaczęłam kręcić duże koła. Chętnie współpracował. Potem coraz mniejsze i mniejsze, aż doszłam do ciasnego skrętu. Wtedy wykonałam półwoltę, żeby nie wyginał się jedynie w jedną stronę. Po przeciwnym kierunku zaczęłam kręcić kolejne koła, również zaczynając od dużych i kończąc na małych. Uśmiechnęłam się, słysząc skowronka.
Zabrałam się za ósemki. Ogier płynnie i łagodnie poddawał się moim sygnałom. Szedł ochoczo naprzód.
-Dobrze, maleńki- pogłaskałam go czule. Wreszcie nie przeszkadzała mi grzywa. Ruszyłam energiczniejszym stępem, najeżdżając na drągi. Respekt chętnie unosił nogi i szedł impulsywnie. Puścił się kłusem na luźnych wodzach. Spokojnie anglezowałam, pozwalając mu rozciągać jeszcze szyję. Po kółku zebrałam wodze i przyłożyłam łydki do boków. Ogier zebrał się lekko na pysku i trzymał na kontakcie. Miękko i głęboko wkraczał zadnimi nogami. Poklepałam go i skupiłam się na pracy. Nie czułam chłodu.
Pojechałam kółko płynnym kłusem. Zrobiłam woltę, działając wewnętrzną łydką i wodzą, pulsując. Ogier chętnie wykonał moje polecenie. Zdecydowałam się na serpentynę. Jak najwięcej ćwiczeń wyginań. Ogier szybko szedł naprzód, wyginając się w łagodne łuki. Przy końcu dawałam mu prawie niewidoczne sygnały. Poklepałam go lekko po szyi po wykonaniu ćwiczenia.
Następnym ćwiczeniem był wężyk. Ogier szedł niesamowicie lekko i jakby płynął. Dokładnie jak wąż. Dawałam mu niewidoczne sygnały. Ogier wkraczał przodem, a kiedy w to miejsce stawiał zadnie nogi, przód był już po drugiej stronie. Poklepałam go.
-Świetnie, Respekt.!
Parsknął.
Spojrzałam na drzewa, mocno rzucające swymi gałęźmi na wietrze. Zerwał się jeszcze bardziej porwisty niż wcześniej. Ogier skierował uszy w tył i zadarł łeb.
-Szszsz... Spokojnie... To tylko wiatr... Maleńki, spooookojnie...
Pod wpływem mojej ciepłej dłoni głaskającej jego szyję i spokojnemu głosowi uspokoił się. Chmury stały się cięższe i bardziej ciemne. Nie zważałam na to. Wiedziałam, że jak wrócę do stajni to zacznie padać. Wcześniej deszczowi nie wolno padać. ;p
Ogier jednak szedł sztywno. Przeszłam do stępa, żeby przeczekać najgorsze podmuchy wiatru. Trochę żałowałam, że nie poszłam na halę. Ale nie lubię jeździć na hali, co poradzić? :<
Rozluźnił się po chwili i przeszłam do kłusu. Na prostej ścianie smagnęłam go łydką, a ogier załapał dodanie i poszedł kłusem wyciągniętym.
-Dobry konik!
Tańczył przez całe koło, a ja miękko płynęłam w siodle. Miał nad wyraz głębokie chody.
Wykonałam półwoltę w kłusie roboczym i pojechałam ósemkę. Na środku, siadając w siodło i zmieniając nogę dawałam mu również łydki. Chętnie i impulsywnie szedł naprzód. Pojechałam na dagi: ogier nastawił uszy i ochoczo je pokonał. Poklepałam go, najeżdżając z drugiej strony. Tutaj jeszcze lepiej. Ta strona była zdecydowanie jego lepszą.
W końcu usiadłam w siodle, szykując się na galop. Na narożniku dałam mu pewną łydkę. Ogier poszedł ochoczo, lecz opanowanie naprzód.
-Dobrze - szepnęłam.- Naprzód.
Jechał płynnie i równym rytmem. Gegularnie, załapałam tempo i zgraliśmy się w jedną całość. Oddawałam wodze, kiedy wyciągał szyję, opadając. Zrobiłam woltę i pojechałam kawałek naprzód. Potem zadziałałam łydką, robiąc ciasne koło. Ogier miękko i łagodnie wykonał polecenie, poddając się wodzom. Poklepałam go. Pogalopowałam jeszcze koło na luźnych wodzach. Jednak kiedy zerwał się wiatr, ogier odskoczył gwałtownie i zaczął wyrywać. Spokojnie zbierałam wodze, aż na kontakt i uspokajałam ogiera. Zwolnił do kłusu. Wiatr trochę ucichł.
-Dobrze.- poklepałam go.
Ustawiłam stacjonatę 50, oksera 70-80 i kolejną stacjonatę 70 i jeszcze 80.
Pojechałam galopem na 50. Poszedł ochoczo, ale spokojnie, na kontakcie. Skoczył bez zrzutki, pogalopował na okser. Zmienił w locie nogę, przez co musiałam przejść do kłusu i z powrotem do galopu, znów na wewętrzną. Poszedł łagodnie, przyspieszając przed przeszkodą i przeskakując z efektownym baskilem. Pojechał na 70 i 80, oddalone od siebie o trzy foule. Skoczył czysto 70, a z dobrym tempem pokonał 80.
Jeszcze skok-wyskok. Ustawiłam 90 i 100.
Popędził dość szybko, ale skoczył dobrze. Poklepałam go.
Ogier był rozgrzany i gotowy. Łagodnie rozluźniłam się w siodle, a potem ustawiłam 110cm na środku i na prostej ścianie 115cm. Pojechał szybko, mocno wyciągając galop na 110. Zwolniłam go ostro na wodzy i dosiadem, trochę ostudził zapał i przez to skoczył czysto. Jeszcze 115. Pogalopował spokojnie, więc teraz moja reakcja była odwrotna: mocniejsza łdka. Ogier wykonał polecenie i przyspieszył. Skoczył bez zrzutki.
Teraz ustawiłam parcour.
[link widoczny dla zalogowanych]
1. stacjonata 90
2. stacjonata 80
3,4,5 rząd: 80, 90, 100
6. okser 100-110
7. stacjonata 115
8. stacjonata 110
9.okser 100-115
10, 11 rząd: 100, 110
Parcour miał dużo ostrych zakrętów i miejsc, gdzie trzeba było wywijać, a niektóre przeszkody stały pod kątem. I o to chodzi.
Pojechałam galopem. Najechałam na 1 spokojnie, ze zrównoważoną ręką. Skok, z dużym marginesem. Dobrze. Spokojnie na kolejną, ta już pod kątem. Łagodna ręka, oddanie wodzy, Respekt świetnie baskiluje. Galopada na rząd, musimy dobrze skoczyć jedynkę, żeby pójść czysto. I... raz, dwa, trzy. Na ostatniej ogier ciężko opadł na ziemię, z łbem przy piachu. Przy kolejnym kroku skoczył naprzód, wyrywając się z kucaka. Pewny skok przez okser. Łydka i przyspieszenie na 7. Teraz cyk, pyk i spokoja ręka, kilka foule w powietrzu, spokojne. Ciasny zakręt, ogier przełożył ciężar na wewnętrzną zadnią, ugiął ją mocno, ale silne mięśnie utrzymały go. Zryw i skok. Drąg niebezpiecznie zatrzeszczał, ale itrzymał się. Spuściłam powietrze, szukując się na duży okser. Po prostej zwinnie, płynny zakręt i przelot nad 9. Brawa, czysto. I dwie ostatnie. Ogier szybko wszedł w skok-wyskok i pokonał je bez zahamować. Parkur bezbłędny, nienaganny czas.
Poklepałam go z radością po szyi. Był spocony i zmęczony. Tak skupiłam się na treningu, że nie poczułam przeszywającego chłodu. Zwolniłam do kłusu na luźnej wodzy. Ogier szedł z łbem przy ziemi, łagodnie ziweszonymi uszami. Kiedy przeszedł do stępa, głaskałam go po szyi. Już nie robiłam żadnych kół. Ogier był wystarczająco zmęczony. Pozwoliłam mu swobodnie stępować kilka kół, opatulając się mocniej bluzą. W końcu pojechaliśmy do stajni.
Zsiadłam dopiero pod drzwiami. Wprowadziłam Resa do myjki, zdjęłam z niego rząd i przyjrzałam się mokrej sierści. Zarzuciłam mu lekką derkę i poprowadziłam do solarium, gdzie zostawiłam go na kilka minut, przez ten czas szykując marchewki. Wróciłam po ogierka, poprowadziłam go do stajni i rozczesałam sierść, rozplątałam grzywę. Przykryłam go ponownie derką, uszczelniając ją słomą. Dałam mu marchewki i pozwoliłam ochłonąć. Zawołałam jeszcze Rustler, żeby mu się przyjżała, czy go nie łamie przeziębienie. Był zdorwy jak ryba. Wtuliłam się czule w jego chrapy.
-Kocham cię.- szepnęłam, tonąc w smolistej grzywce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|