anitaikonie3
Prince of pensjonat
Dołączył: 13 Kwi 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poland
|
Wysłany: Śro 19:09, 04 Maj 2011 Temat postu: 02.10.2010r - Trening ujeżdżeniowy, przypomnienie |
|
|
Pocierając zmarzniętymi palcami o rumieńce wymalowane na policzkach, przemierzałam wyjątkowo zaśnieżony podjazd stajni Aurum Animus, gdzie od wczoraj stoi moja kobyłka Arizona. W drzwiach zauważyłam sylwetkę Joanne, która z uśmiechem przygląda się moim zmaganiom ze śniegiem i śliską nawierzchnią. Cóż tu poradzić, każdy przecie wie że to Chocky ma problemy z koordynacją ruchową. Ślizgając się na lodzie ukrytym po puchową nawierzchnią, udało mi się stanąć w drzwiach stajni, zatracić się na chwilę w żywiołowej rozmowie z właścicielką ów obiektu. Po chwili, z pogaduszek wyrwało mnie ciche, piskliwe rżenie. Od razu je rozpoznałam! Skinęłam głową do Jo, na znak że idę przywitać się z moją kucynią. Jedną dłonią szukałam w kieszeni smakołyku przygotowanego specjalnie dla niej, drugą otworzyłam zasuwę i wsunęłam się do boksu izabelki. Arizona zaś wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, a jakże bystrymi ślepkami niemal niezauważalnie przekręcając łebek w prawo. Szczerze mówiąc, zmarniała. Długa grzywka układała się w nieładzie na jej czole, sierść zaprzestała błyszczeć a żebra się odznaczały. Zasmucił mnie ten widok. Z cisnącymi się nadal łzami do oczu, wtuliłam się w jej chudziną szyjkę, a ona trąciła chrapkami kieszeń moich spodni, tym samym zaciskając wargi na moim telefonie. Zaśmiałam się cicho, ocierając wierzchem dłoni policzek. Starczy tych przesadnych czułości! Wychyliłam się z boksu, dłonią po omacku odszukując haczyka z kantarkiem. Zdjęłam go jednym palcem, zaraz stając po lewej stronie kobyłki. Pogłaskałam ją po ganaszu, zaraz posuwistym ruchem wkładając tasiemkę na jej głowę. Dopięłam do metalowego kółka karabińczyk i odsunęłam szczerzej drewniane drzwi, coby móc wyprowadzić maluszka na myjkę. Gdy znalazłyśmy się w miejscu docelowym, przywiązałam ją na dwa uwiązy i pofatygowałam się do siodlarni po kuferek z artykułami pielęgnacyjnymi. Od razu zabrałam się do roboty, podśpiewując. Do you ever feel... Zgrzebłem zaczęłam rozczesywać zaklejoną sierść. Like a plastic bag... Całe szczęście, że obszar ciała klaczki nie jest duży i już po chwili, gdy przejechałam dłonią po jej boku nie napotkałam nic chropowatego. Drifting through the wind Szczotką z naturalnego włosia wyczesałam kurz. Wanting to start again Zaś grzebieniem uczesałam grzywę oraz ogon. Zmniejszyłam sobie pracę pielęgnując ją dokładnie wczorajszego dnia. Do you ever feel Rozczyściłam kopystką strzałki i kobyłka była wstępnie gotowa. Feel so paper-thin Wyjęłam nożyczki zaraz równając grzywę i grzywkę klaczy, cieniując. Like a house of cards Rozczochrałam delikatnie dłonią, podziwiając efekt. Wraca stara Arizona! One blow from caving in Kopytka przemyłam wodą, coby zaraz móc wysmarować najzwyczajniej w świecie- olejem kuchennym. Poklepałam izabelowatą po szyji, zaraz znikając w ciemności siodlarni. Wróciłam taszcząc rząd do jazdy, o mało co nie wywracając się przez zaplątane między moimi nogami. Na łebek założyłam jej ogłowie, uprzednio wkładając do jej dzióbka wędzidło. Mała zamlaskała kilkakrotnie, próbując ziewnąć. Na grzbiet narzuciłam błękitny pad, futerkową podkładkę oraz nowiusieńkie siodło. Na nogach owinęłam owijki, założyłam również kaloszki. Ułożyłam futerko na nachrapnik, zaraz rozglądając się za moim kaskiem. Arizona, a jakżeby inaczej skorzystała z mojej nieuwagi. Dostała się do pojemnika ze szczotkami, gdzie trzymałam swoje przysmaki. Po chwili już chrupała marchewkę. Pokręciłam głową z dezaprobatą, zdejmując kantar z jej szyi. Udałyśmy się powoli przed stajnię, gdzie siadłam w siodło. Podciągnęłam z konia popręg, wydłużyłam strzemiona i byłam gotowa, coby ruszyć na przód. Półparada, sygnał do żywego stępa i rozstępępowanie w koło stajni. Mała była czujna. Szła przed siebie, strzygąc uszyskami. -Spokooojnie - mruknęłam, przy każdym zawachaniu dociskając łydkę do jej boków. Raz przeraziła się gałęzi, aczkolwiek spacerek udał się bez zaliczenia gleby. Wjechałyśmy na halę, gdzie przejechałyśmy jeszcze jedno pełne koło, w każdym narożniku zakreślając obszerną woltę. W narożniku, sygnał do kłusa. Gdy poczułam pod sobą drobienie, zaśmiałam się pod nosem. No przecie, przesiadłam się z folbluta! Właśnie treningi w Anglii były powodem, dla którego musiałam wydzierżawić Skrzydlatej Arizonę. Od samego początku, zaczęłam bawić się wodzami. Klacz przeżuła wędzidło w pyszczku, powoli odpuszczając łebek. Zawsze ładnie zbierała się od dosiadu i ręki. Pochwaliłam ją i zaczęłyśmy kręcić różne figury, dla lepszego rozgrzania i skupienia jej uwagi, na mnie. Przekątna, w X zmiana nogi anglezowania, zmiana kierunku kłusa. Pochwaliłam ją, krótka rozgrzewka w lewo i konkretne ćwiczenia. Siadłam w siodło, przez prostą dodając kłusa. Ah, jak niewygodnie się siedziało! Turbulencje na pokładzie Za to, Arizona się spisała. Wyciągała przed siebie nóżki, podstawiła dupkę. Następa długa, zebranie. Nieco gorzej. Powtórzyłyśmy kilkakrotnie ćwiczenie i najazd na przekątną kłusem wyciągniętym. Kobyłka zbuntowała sie, szarpnęła łbem na bok i cofnęła się o krok. -Ej, ej! Co jest- mruknęłam, wysyłając ją dosiadem do przodu. Przysiadła delikatnie na zadzie, zaraz oderwała się nogami od ziemi, ustając niewysokiego dęba. Uszy kładąc do tyłu. Krzyknęłam głucho, wykrzywiając usta w grymasie. Jedną ręką złapałam się szyji, drugą zaś zakleszczyłam na jej grzywce. Gdy wylądowała, podrzuciła kilkakrotnie łbem, zrywając się do galopu. Co się stało mojemu grzecznemu kucykowi?! Usiadłam w siodło, zatrzymując ją dosiadem i wodzami. Gdy uspokoiła się, przekłusowałyśmy kółko i jeszcze raz najazd na przekątną. Kombinowała, aczkolwiek nic głupiego nie zrobiła. Zmiana kierunku i ćwiczenie polegające na obniżeniu szyji w kłusie. Miała opanowane to niemal do perfekcji, także nie zagłębiłyśmy się w dalszym ćwiczeniu. W narożniku zagalopowanie. Podrzuciła raz zadem, wypruwając do przodu. Przytrzymałam ją delikatnie, tym samym najeżdżając na obszerną woltę. Objechałyśmy ją dwa razy, gdy ta tylko zaczęła odpuszczać. Poklepałam ją po szyjce, wysyłając na prostą. Galop był jej najwygodniejszym chodem. Siedziałam pewnie w siodle, przy każdym foule oddając delikatnie wodze ku przodowi. Utrzymałam się w półsiadzie, tym samym dodając galopu. Welshka poparskiwała wyrzucając nogi daleko, a ja z uśmiechem wymalowanym na twarzy oddawałam się pędowi. Znów przytrzymanie, zwolnienie do galopu roboczego. Nakierowałam ją na luźnych wodzach na koło, zaraz po tym na przekątną. W X zmieniłam pomoce, a ta odruchowo zrobiła lotną. Cieszyłam się, że pamiętała sporo rzeczy z treningu w zakładzie treningowym w Anglii jak i mojej pracy. Koło galopu na lewo, wolta i przejście do kłusa. Rozkłusowanie na luźnych wodzach, przejście do stępa. Przytuliłam się do jej spoconej szyjki, szepcząc coś cichutko. Spisała się bardzo dobrze, mimo wcześniejszego nieporozumienia. Trening bardzo mi się podobał, mimo że elementy które dla niej niegdyś były proste teraz sprawiają więcej trudu. Gdy oddech się wyregulował wyprowadziłam ją do stajni, gdzie oporządziłam. Ówcześniej przegnałam się z kobyłką i wyszłam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|