Chocky
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 16 Kwi 2011
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:27, 18 Kwi 2011 Temat postu: 20 listopada 2010r - luźny trening |
|
|
Weszłam do stajni, większość koni z ciekawością mi się przyglądały, w ich gronie był również Hunky wytrzeszczający na mój widok swoje przepiękne ślepia. Podeszłam do boksu i się z nim przywitałam. Podałam mu na ręce kawałek marchewki i pocałowałam go w chrapy, na co on odpowiedział głośnym rżeniem. Poszłam do siodlarni po sprzęt, w jedną rękę chwyciłam siodło, a w drugą czaprak, ogłowie, ochraniacze i uwiąz. Zaniosłam, a raczej planowałam zanieść wszystko do myjki, lecz ochraniacze odmówiły mi posłuszeństwa i wylądowały na ziemi, schylając się siodło zsunęło mi się z ręki, a wyniku czego musiałam wszystko pozbierać. Wiem ciamajda ze mnie. Gdy dotarłam na miejsce położyłam sprzęt w dogodne miejsca i z uwiązem w ręce w poskokach poszłam do boksu ogiera. Hunky widząc, że otwieram drzwiczki od razu do nich podszedł, a jak chciałam do niego wejść zatarasował mi wejście, ‘idź mały upierdliwcu’ popchnęłam do tyłu, nie od razu zareagował, ale w końcu się cofnął. Zapięłam uwiąz i wyprowadziłam go na korytarz, cały czas próbował kłusować i się wyrwać, już w myjce tańcował w miejscu. Chwyciłam za zgrzebło niestety zanim dotknęłam nim jego dość zlepionej sierści, ogier musiał ją dokładnie obwąchać. Gdy nachylałam się do czyszczenia sierści pod brzuchem i na nogach obwąchiwał mnie po kieszeniach i szukał smakołyków, raz prawie mnie ugryzł, lecz szybko zareagowałam i nie udało mu się. Uznałam, że przechodzenie za jego zadem może być niebezpieczne, więc postanowiłam przemieszczać się głównie z przodu konia. Sięgając po miękką, włosianą szczotkę zauważyłam, niestety za późno, że zgrzebło było w zasięgu konia, a on nie zamierzał nieskorzy stać z tak zachęcającej okazji. Szybko chwycił je w swoje zęby, i za kija nie chciał mi go oddać. O mało co nie dostała bym nim w głowę, lecz to jemu się za to dostało. Po ‘wygłaskaniu’ go miękką szczotką, nadszedł czas na wyczyszczenie kopyt. Tak jak myślałam, po dobremu się nie dało, więc musiałam chwycić jego nogi niczym prawdziwy kowal, co uniemożliwiło mu wyrywanie, lub kopnięcie mnie w tyłek i inne. Rozczesałam grzywę, a raczej próbowałam moje wysiłki niestety szły na marne, bo Hunky wciąż machał głową i wyglądał niczym rasowy nieogar. Ogon tez jakimś cudem rozczesałam i zaczęłam siodłanie. Czaprak trzy razy wylądowałam na ziemi, w czasie gdy ja sięgałam po siodło. Ale udało się siodło i czaprak były już na swoim miejscu. Z zakładaniem ogłowia nie było problemu, koń nawet nie spostrzegł się jak już miał wędzidło w ryju i zapięty nachrapnik. Tak się łotr nadął, że popręg lewo starczył, czekając aż wypuści powietrze ,założyłam mu ochraniacze. Po chwili dopięłam popręg na tyle ile się dało i wyprowadziłam Chex’ana zewnątrz, kropiło, więc poszliśmy w stronę krytej hali, miałam szczęście, cała hala dla mnie i tego wariata który aktualnie przepięknie chciał się wyrwać. Zaprowadziłam go na środek, podpięłam jeszcze trochę popręg i wyregulowałam strzemiona na oko. Przy wsiadaniu, koń o dziwo stał w miejscu, gdy wylądowałam już w siodle, niestety szybko się to zmieniło. Wyrwał się niczym torpeda do przodu. Taa fajnie pół hali galopu, bez rozgrzewki ?
- Prrr, mały prr – owszem stanął, na tyle by mogła usadowić się w miare wygodnie i sama ruszyć. Cały czas chciała kłusować, dopiero po dwóch okrążeniach w miarę się wyluzował i nie był już, aż tak nabuzowany. Po zmianie kierunku, jechaliśmy na prawą w rękę, wolty w narożnikach i serpentyna, były wykonane w miarę ok. Nadal za słabo się wyginał i chwilami zapominał, że ma być grzeczny i ułożony, ale było lepiej niż na samym początku. Ponownie zmieniłam kierunek po przez pół woltę, i w narożniku dodałam mu delikatnie łydek. Chodź zdecydowanie za szybko, ogier szedł teraz bardzo wyciągniętym kłusem i miał nierówne tępo. Usiadłam mocno w siodło i zaczęłam mu dawać znać, że ma zwolnić. Wodzami dawałam średniej mocy regularne impulsy. Odchyliłam się jeszcze do tyłu i po kilku minutach, najwidoczniej to przemyślał, bo odpuścił. Nie pędził już jak głupi, nagle stał się rozluźniony. Ha ! Nareszcie przejrzał na oczy, wiedział już kto jest szefem. Jazda na nim stała się przyjemnością. Odpuściłam wodze, anglezując uważnie przyglądałam się i analizowałam zachowanie, każdy sygnał który dawał mi Hunky. Jego uszy były niestrudzenie zwrócone do tyłu, wsłuchiwały się co do niego mówiłam, a mówiłam dużo, ciągle spokojnym cichym głosem. Wcześniej wirowały na około, nie skupiając się na niczym, a szczególnie na mnie. Odpuścił wędzidło, nie napierał już na nie tak jak wcześniej. Chody były wyraźniej miękkie. Poćwiczyliśmy zmiany tępa na kontakcie, a także na luźnych wodach. Zatrzymywanie do stój i stępa, szło teraz prawie idealnie. Więc zatrzymałam go ponownie na środku i ostatni raz dopięła teraz już dość luźny popręg. Nagle drzwi od hali się otwarły, a przez nie wpadł ogromny podmuch świszczącego wiatru. Ogier szybko zapomniał o tym czego przed chwilą się nauczył, ba najwidoczniej zapomniał też, że jest ujeżdżony, bo odprawił mi niezłe rodeo. Najpierw stanął dęba, a raczej wystawił niezłą świecę, przy czym można było usłyszeć moje k*rwa, no co ? Galopem w przód i nie wiem jakim cudem także w tył, na boki, kilka baranków, trzy razy wystrzelił z zadu, i ruszył bardzo szybkim galopem. Odciążyłam mu zad przybierając pozycję w półsiadzie, wiedziałam, że nie uspokoi się tak szybko, więc wygalopowanie się powinno pomóc. Już po trzech okrążeniach, powrotem zaczął kierować uczy w moją stronę i intensywnie żuć wędzidło. Trochę kłusa, a raczej po cztery okrążenia w jedną stronę, przy dwóch zmianach kierunku, serpentynie i woltach w narożnikach, był już znowu rozluźniony <3 W narożniku galopowałam, niestety na złą nogę, więc wróciłam do kłusa i gdy dojechałam do następnego narożnika ponowiłam ćwiczenie. Tym razem już na dobrą nogę, żywym ale zebranym galopem przejechaliśmy dwa okrążenia, w tym trzy średniej wielkości wolty. Do kłusa, cztery kroki i do stępa, cztery kroki i do stój. Później powtórzyłam ćwiczenie na drugą stronę. Jak na dzisiaj dobrze mu szło, tym bardziej, że to nasz pierwszy wspólny trening. Wykonałam następnie dużo ćwiczeń na dobre wygięcia, nadal zbyt sztywno, ale i tak byłam zadowolona. Kłus, stęp i do stój. Zadowolona z treningu poklepałam ogiera, przytuliłam się do niego i zsiadłam. Następnym razem będzie trening naturalny ! Zaprowadziłam go do myjki i zdjęłam cały sprzęt i porządnie wyszczotkowałam, tym razem nie kręcił się. Wykonałam na nim jeszcze mój magiczny masarz grzbietu i nóg, po czym odprowadziłam go do boksu. Najwyraźniej już akceptował moje towarzystwo, o dziwo położył się w boksie gdy ja byłam obok <3 Dałam leżącemu ogierowi dwie marchewki, pogłaskałam i się z nim pożegnałam. Wyczyściłam potem jeszcze calutki sprzęt i zaniosłam z powrotem do siodlarni. Już nie mogę się doczekać następnego razu ! Z taką myślą opuściłam stajnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|