Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:26, 15 Kwi 2011 Temat postu: 14.01.11 - Nauka stępu hiszpańskiego |
|
|
Koń: Romantyczna Ballada
Trener/jeździec: Auraya
Rodzaj treningu: wstęp do kroku hiszpańskiego, czyli początki wyrzutu nogi
Miejsce: hala
Czas: 1 h
Pogoda: chłodno, wietrznie
Dzisiaj miał się odbyć mój pierwszy trening z Romantyczną Balladą. Zadzwoniłam po taksówkę i po dziesięciu minutach frustrującego wyczekiwania na chodniku pojechałam do stajni.
Znalazłam Romę w jej boksie. Klaczka powitała mnie nieufnym parsknięciem, ale dała się pogłaskać. Po chwili jednak chyba uwierzyła, że nie mam zamiaru jej zjeść i zaczęła się na mnie pchać; chyba czuła chrupki limonkowe w moich kieszeniach. Musiałam ją na chwilę opuścić, potrzebowałam sprzętu do ćwiczeń. Ruszyłam więc na poszukiwania, ale miałam kłopot z odnalezieniem siodlarni. Kiedy już do niej doszłam, wzięłam stamtąd bat, kantar, linę i cukier . Poszłam do boksu Romantycznej, i już miałam ją wyciągać, kiedy zauważyłam, że ktoś pod ścianą stajni zostawił wiaderko ze szczotkami. Wyczyściłam klacz, uczesałam jej jedwabistą grzywę i wyczyściłam zgrabne kopytka, na koniec nałożyłam jej kantar wraz z uwiązem. Poklepałam ją po łopatce i dałam kostkę cukru za grzeczne stanie przy czyszczeniu.Przystanęłam jeszcze na chwilę, żeby popatrzeć na jej pięknie lśniącą, miedzianą sierść i jasną grzywę... Ta arabka jest taka piękna!
Zapięłam Balladzie sprzączkę w kantarze, poczęstowałam ję cukrem i zaprowadziłam do hali. Była troszeczkę nieufna, ale w końcu widziała mnie dopiero pierwszy raz w życiu, więc nie przejmowałam się tym za bardzo... Ale najpierw chciałam pozwolić klaczy dać upust emocjom, więc spuściłam ją i pogoniłam. Najpierw nie chciała biec, ale potem ruszyła do galopu i z ogonem jak flaga obiegła całą halę kilka razy. Zawołałam ją do siebuie, i, o dziwo, przyszła...
Odpięłam klaczy linkę i rozpoczęłam naukę. Stanęłam po jej lewej stronie i dotknęłam palcatem miejsca tuż pod łopatką, mówiąc "góra!". Zaskoczona Romantyczna Ballada przesunęła nogę. Popatrzyła na mnie dziwnie i parsknęła. Powtórzyłam próbę, i tym razem Roma uniosła kopyto minimalnie w górę. Szybko dostała ulubiony przysmak; mocno się zdziwiła, ale zciamkała dwa chrupki. Od razu zapragnęła więcej przysmaku, ale najpierw musiała się postarać .Powtórzyłam ćwiczenie, i tym razem Ballada cofnęła lekko pęcinę. Znów chciała wyłudzić cukier, ale przecież miałyśmy się uczyć! Odpięłam jej uwiąz od kantara i przeciągnęłam za przednią nogą. Wydałam komendę i pociągnęłam za sznurek do góry, aby pomóc klaczy podnieść nogę. Roma była zdziwiona, ale chętnie poddała się mojej woli i uniosła nogę do przodu o jakieś dziesięć centymetrów. Nagrodziłam ją obficie chrupkami.
Powtarzałyśmy ćwiczenie jeszcze kilka razy. Zmieniałam co jakiś czas nogę, z którą ćwiczyłyśmy, aby nie znudzić Ballady. Szło jej coraz lepiej, czasami nawet unosiła nogi bez pomocy sznurka. Niestety zawsze były zgięte w nadgarstku, ale na tym etapie nauki to jeszcze nie przeszkadzało. Objadła mnie przy okazji z prawie wszystkich chrupków, które nosiłam w kieszeniach. Udało jej się też wciągnąć nawet herbatniki, które miałam zostawione na drugie śniadanie...Ale i tak musiałam przyznać, że miała niezłą progresję, a przy jej wrodzonym, pięknym ruchu było bardzo możliwe, że szybko opanuje nawet takie elementy jak krupada. Ćwiczyłyśmy dalej, a ja byłam coraz bardziej zadowolona... Za ostatnim razem uniosła już z pomocą linki nogę na połowę wymaganej wysokości!!! Byłam z tej kasztanowatej arabki bardzo dumna. Dałam jej kilka chrupków i zdjęłam linkę z pęciny. Dopięłam uwiąz do kantara Ballady, i pospacerowałyśmy jeszcze dziesięć minut po hali, aby mięśnie konia prawidłowo się schłodziły. Potem podeszłam z nią na środek hali. Pozbierałam sprzęt którego używayśmy, lekko wyrównałam nogą dziurę w piachu wybitą przez kopyta Romantycznej Ballady i dałam ostatniego chrupka Romie. Postanowiłam, że nie będę karmić jej więcej, bo będę musiała przeprowadzić serię specjalnych treningów odchudzających... Ale koniec gadania. Ruszyłyśmy do stajni.
W boksie dokładnie wyszczotkowałam jej lśniącą sierść, bo trochę ubrudziła się piaskiem. Natarłam ją też słomą aby wzmocnić miedziany połysk jej sierści. Uczesałam też jasną grzywę oraz ogon. Z ogona wyjęłam kilka źdźbeł słomy których nie zauważyłam przed treningiem. Na koniec wydłubałam cały piasek z kopyt klaczy, którego nawiasem mówiąc nie było mało, i pożegnałam się z Romantyczną Balladą. Ona chuchnęła mi tymi swoimi ciepłymi chrapami w twarz i wtedy już wiedziałam: to nie było nasze ostatnie spotkanie.
Postanowiłam że przyjadę do klaczy najszybciej jak się da. Przecież taki potencjał nie mógł się zmarnować...
Post został pochwalony 0 razy
|
|