Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:28, 15 Kwi 2011 Temat postu: 01.02.11 - Przygotowanie do startów w zawodach klasy LL |
|
|
Zwlekłam się leniwie z łóżka, gdy tylko cholerny budzik rozbrzmiał denerwującą melodyjką, wypełniając ów hałasem cały pokój. Szczerze nienawidziłam tego urządzenia. Było już po 8, dzień w którym w końcu mogłam się wyspać. Michał nakarmił konie, tym samym pozwalając dłużej mi pospać. On to ma dobre serce. Ubrałam się w strój jeździecki, nieco bardziej schludny niż zazwyczaj i zbiegłam po schodach, udając się wprost do stajni. Gdy tylko pojawiłam się w wejściu, nasze "szkapki" przywitały mnie gardłowym, piskliwym rżeniem. Uśmiech wkradł się na moją twarzyczkę, gdy wysoki chłopak pucował moją piękność, Romantyczkę. Widocznie opowiadałam mu o moich planach na dzień dzisiejszy. Podziękowałam mu gorąco, przejeżdżając dłonią po aksamitnej, wypielęgnowanej sierści, przeczesując lśniąca grzywkę i oglądając umyte kopytka. Chłopak spisał się na medal. Dzisiaj postanowiłam zrobić mały wstęp do skoków, a konkretniej udoskonalenie. Zarzuciłam na nią cały grzbiet, siadłam w siodło i pokierowałyśmy się w stronę hali. Przy moim boku szedł Michał, pogrążeni byliśmy w rozmowie na temat mojego Rudego Słońca. Nie będzie to pierwszy raz, gdy ma styczność z przeszkodami. Jest bardzo skoczna, zwinna i szybka. Poradzimy sobie, jestem tego pewna. Po krótkim, 15minutowym spacerze (rozstępowaniu) wjechałyśmy na miejsce ćwiczeń. Chłopak zaczął wyciągać stojaki i stawiać nam przeszkody. Po kółku stępa, wraz z woltami w narożnikach zakłusowałam. Młoda wypruła jak strzała, więc musiałam podtrzymywać ją, kreślić różne figury. Postanowiłam robić jak najwięcej ćwiczeń do ręki, coby odpuszczała. I tak się działo, powoli zaokrąglała szyję, żuła wędzidło w pysku. Pochwaliłam ją, oczywiście. Dużo wolt, ósemek, przekątnych. Klacz szła po wyznaczonym przeze mnie śladzie w ustawieniu, kreśląc dokładny rysunek. W literze C zatrzymanie do stępa, arabka zareagowała z sekundowym opóźnieniem, robiąc jeden krok więcej. Powtórzyłyśmy kilkakrotnie kłus-stój, kłus-stęp. Po 25 minutach rozgrzanie na drągach i cavaletti. Pierwszy najazd. Roma postawiła uszy na kolorowe przeszkódki leżące płasko na ziemi, stawiając uszka na sztorc. Ponagliłam ją łydką, gdy tylko poczułam krępowanie. Wydłużyła na nich krok, przechodząc bez najmniejszego dotknięcia kopytem. Pochwaliłam ją. Kilka powtórzeń, druga strona. Nie miała problemu, więc zrobiłyśmy nieco trudniejsze ćwiczenie. 3 drągi, dwa koziołki. Nie powiem, bo szerokościowo imponująco. Nieco zgubiła rytm, pesząc się.
-Nic się nie stało, maluchu - Uśmiechnęłam się, ponawiając ćwiczenie. Nadal nieco niepewnie, aczkolwiek dała radę. Wjazd na ścianę, zagalopowanie z narożnika. Przyspieszyła kłusa, zarzucając łbem i galopując przed siebie na oślep.
-Nie! - Mruknęłam, siadając w siodło. Na pierwszy rzut oka widać, że nie potrzebowałyśmy tak długiej przerwy. Najprostsze rzeczy, które szlifowałyśmy u Nojki nam nie wychodzą. Zagalopowanie z koła. Nadal nieco nabuzowana, ruszyła wskazanym chodem. Co foule prychała, brudząc pierś pianą z pyszczka. Pochwaliłam ją, gdy znów zaczynała wracać do ręki. Drągi w galopie, jeden koziołek, zmiana kierunku i to samo. Po chwili przejście do kłusa na luźniejszej wodzy, coby nie tyle co Romantyczne Stworzenie, co ja złapała oddechu. Kondycja się kłania. Zerknęłam na całkiem pasjonujący mini parcourek, z przeszkodami od 40 cm do 80. Dam radę! zagrzałam się w duchu, posyłając Michałowi wdzięczne spojrzenie, gdy tylko wrócił na halę. Półparada, siad tyłkiem w siodło i galop. Ruda nieco ochłonęła, dając mi się prowadzić. Spojrzałam na 40 cm krzyżaczka. Wysyłając klacz do przodu. Prosty najazd, łyda. Podczas lotu oddałam wodzę, by nie szarpnąć za jej delikatny pyszczek. Nieco wyrzuciło mnie z siodła, gdy przeleciała imponująco nad dość malutką przeszkódką. Wyciągnęła swoje szkity, oraz szyjkę. Rośnie nam skoczek! Powtórka najazdu, następnie stacjonata 60 cm. Bez problemu, więc nawrót i podwyższenie poprzedniego krzyżaczka na ok. 80 centymetrówkę. Wstrzymałam oddech, gdy klacz się podekscytowała. Zaczęła wyrzucać nogi dość wysoko cofając łebek. Nie Chocky! Nie spadniesz! Nie szarpniesz. Gdy jedna noga wypadła mi ze strzemienia, a ja musiałam podtrzymać się jej szyi Michał zatoczył się w śmiechu.
-Dobra jest! - Mruknął, a ja przewróciłam oczami. Dużo pracy przed nami. Przejechałyśmy dwie przeszkody, stacjonata 60 cm, okser 70 cm i krzyżak 80 cm. Podtrzymanie, coby nie gnała. Kombinacja przejechana. Powtórka 80 cmetrówki, gdy zahaczyła kopytem o jednego z niebieskich drągów i opadł z trzaskiem na ziemię. Trening zakończyłyśmy dobrze.
-Dam jej na dzisiaj spokój - Powiedziałam, puszczając wodze i przegalopowując jedno kółko. Przejście do kłusa, rozkusowanie na wszelkich zygzakach i do stępa. M zarzucił na kasztanowaty grzbiet Bally pomarańczową derkę i wyjechaliśmy na spacer się rozstępować. Po 20 minutach wróciliśmy do stajni. Nie odbyło się bez spłoszenia, i zabawnego uskoku w górę. Uf, iż nie było ślisko! Zlazłam z niej, chwaląc wylewnie. Zaprowadziłam na myjkę, oporządzając i narzucając dere osuszającą. Ruszyłyśmy do boksu. Ogier, Hunky Chex począł trzaskać się, gdy tylko przeszłyśmy blisko. Dzisiaj jeszcze poruszamy tego pana Wink Wprowadziłam ją do jej osobistego mieszkanka, przejechałam po aksamitnym pyszczku, zaraz podstawiając marchewkowe smaczki pod pyszczek.
-Byłaś dzielna, moja mała - Przytuliłam, ściągając kantar z pyszczka idąc posprzątać na myjce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|