Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:29, 13 Lut 2011 Temat postu: Akceptacja wędzidła, zebranie, wygięcia |
|
|
Dziś gdy tylko wstałam pojechałam do SC. Chrupiąc jabłko rozmyślałam, co będę robić. Od samego przebudzenia wiedziałam, że wezmę Plotkarę na trening. Musiałam tylko sprawdzić, jak się czuje i obmyślić jakiś plan. Jeśli wszystko będzie dobrze, to wezmę ją na gumy i popracujemy nad główką. Jeśli jeszcze nie będzie czysta, to polonżuję. Na głos kroków kilka łebków wychyliło się zza boksów. Była wśród nich główka Plotkary. Podeszłam do klaczki, pogładziłam po czole i dałam resztę jabłka.
-I jak się czujesz mała? - Powiedziałam wchodząc z kantarem do arabohucułki. Ta tylko popatrzyła na mnie swoimi oczętami i czekała na dalszy bieg zdarzeń. Założyłam jej ten kantar na głowę, zapięłam, przypięłam do uwiązu i wyprowadziłam na korytarz. Przywiązałam karą do kółka w ścianie, rozebrałam z derki i zaczęłam czyścić. Na początek coś prostego - grzywa i ogon do rozczesania. Poszło gładko jak na tak gęste włosie, więc wzięłam włosiankę i likwidujemy zlepki. Tu również szybko i bez problemów, które pojawiły się dopiero przy kopytach. Mała miała opory przed ich podawaniem, natomiast przy tyłach wierzgała. Raz dostała lekko w zadek, bo miałam już dość tej dziecinady. Gdy skończyłam założyłam małej nowiutkie owijki, siodło i czaprak, ogłowie. Do tego zapięłam Plotce gumy - na razie luźne, by mogła sobie główkę wyciągać nieco ale też nie milowe, bo by po skróceniu była istna masakra. Zarzuciłam luźno derkę na grzbiet karej i idziemy na halę.
Na miejscu dociągnęłam popręg, wsiadłam, występowałam przez 10 minut i zaczynamy pracę. Zdjęłam derkę, ściągnęłam gumy tak, by mała nie mogła zadzierać głowy, ale miała nieco luzu. Dociągnęłam popręg i lekka łydka do stępa. Plotkara na początku walczyła i z kontaktem i z gumami, jednak pchana ciągle łydkami, nakłaniana półparadami odpuściła. ładnie ustawiła łepek czując ustąpienie nacisku i zaczęła żuć wędzidło. Powyginałam ją na woltach i różnych slalomach, przejść tez nie zabrakło. Bardzo przyjemna praca, gdy koń się skupia na pracy, a nie bezmyślnie walczy z jeźdźcem. Postanowiłam zakłusować.
Delikatnie smyrnęłam klaczkę łydkami i od razu żwawy, szybki kłusik. Główka oczywiście zadarta do granic możliwości, dopiero po 2 okrążeniach poczułam jak kara wchodzi na kontakt i się rozluźnia. Po kilku woltach z delikatnymi półparadkami się rozgibałyśmy i mała świetnie pracowała grzbietem. Szła od zadu łydkami dopchana do wędzidła na stabilnym i optymalnym kontakcie. Spokojnym kłusem naprowadziłam ją na drążki. Pogubiła nogi i mało się nie wyłożyła przy poślizgu na jednym z drągów. Zestresowane postałyśmy chwilę i dopiero kłus. Przed drążkami usiadłam w siodło i wydłużyłam nieco wykrok małej. Przeszłam do półsiadu i łydka przy każdym drążku. hop-hop-hop-hop-hop, wszystko na czysto.
-Dobrze mała - Powiedziałam klepiąc klacz. Pojeździłyśmy przez te drążki jeszcze trochę, potem cavaletti. Prosty najazd, półparady, łydki i hop-hop-hop. Bardzo ładne przejście, nóżki wysoko w górę, koń skupiony. Pochwaliłam klaczkę i zatrzymanie. Za mocna lewa wodza, więc ruszenie kłusem i znów zatrzymanie. Tym razem udało mi się dać symetryczne pomoce i wykonać bardzo ładne zatrzymanie. Poklepałam kuckę i stęp. Ładne ruszenie, konisko od razu pozbierane i skupione, wędzidełko żute. Postanowiłam już zagalopować.
Jadąc żwawym stępem w narożniku przyłożyłam odpowiednie pomoce do zagalopowania w prawo i ładna reakcja Plotkary. Dość żywym tempem pojeździłyśmy po dużym kole, próbując przełamać barierę usztywnienia w szyi. O dziwo Plotkara już przy drugim okrążeniu odpuściła, zaokrągliła się i rozluźniła. Po 5 okrążeniu poczułam, jak przeżuwa wędzidło. Zadowolona poluźniłam nieco wodze i naprowadziłam karą na drągi. Mała widząc je przyspieszyła kroku, jednak przytrzymana przeze mnie posłusznie zwolniła. Dobrze wyliczone fule i same drągi wzorowo. Pochwała i zatrzymanie z galopu. Uniosła łeb i uciekła od wędzidła, ale posłusznie się zatrzymała. Pochwaliłam ją, pogładziłam po szyje i do stępa, zmieniamy kierunek. Chwila stępa dla uspokojenia oddechu i w narożniku zagalopowanie. ładne, od łydki. Galopik okrągły, swobodny, mała wyraźnie się rozbujała. Nawet głowy nie zadarła. Poklepałam ją i chwila galopu na kole, by skorygować nadmierne wygięcie w potylicy. Po korekcji o wiele lepszy technicznie galop. Przeszłam do półsiadu, poluźniłam nieco wodze i nakierowałam Plotkę na drągi. Postawiła uszy, jednak nie zmieniła tempa. Pasowało nam wszystko, więc bardzo ładny przejazd. Pochwaliłam i jeszcze raz, przy czym po drągach zatrzymanie. Tym razem głowa już mniej zadarta, ogólnie klaczka spokojniejsza. Ruszenie stępem w drugą stronę, zagalopowanie i cavaletti na galop. Pozwoliłam małej nieco wyciągnąć wykrok, dzięki czemu bardzo nam pasowało. Mimo to jedno puknięcie. Jeszcze raz. Za mało impulsu i jeden koziołek przewrócony. Nie zwalniając galopu nakierowałam małą na drągi czekając aż stajenny poprawi kawaletkę. Bardzo ładnie, choć musiała się nieźle skrócić aby się nie wyłożyć. No to jeszcze raz cavaletti. Na każdym "odskoku" przyciskałam łydki, dzięki czemu idealny przejazd. Po nim do stępa. Bardzo ładne przejście, więc pochwała i chwila luźniejszej wodzy dla złapania oddechu. Jakieś 2 minuty później nabrałam wodze na kontakt, Plotkara grzecznie go przyjęła, podstawiła zadek i wyraźnie angażowała się w pracę. Ruszyłyśmy kłusem. Chwilę pokłusowałyśmy i zagalopowanie. Bardzo ładne, płynne i miękkie. Pochwaliłam klacz głosem i jedziemy na cavaletti. Poluźniłam nieco wodze i przeszłam do półsiadu. Przycisnęłam lekko łydki do jej boków i bardzo ładne przegalopowanie koziołków. No to jeszcze raz. "Na dziś nam wystarczy drągów" stwierdziłam i usiadłam w siodło.
Skróciłam maksymalnie galop klaczki. Nieco niechętnie i z oporami, ale wykonała polecenie. Po połowie okrążenia na długiej ścianie dodanie. Mała szczęśliwa z mocnego galopu strzeliła lekkiego baranka i chętnie galopowała dalej. Na krótkiej ścianie skrócenie. Nie dogadałyśmy się i drobna sprzeczka - mała zatrzymała się, machnęła głową, a na łydkę lekko wspięła. Na coś takiego odpowiedziałam jej lekkim bacikiem po zadzie razem z łydką. Uskoczyła w przód a ja ustąpiłam wodzą, by jej nie szarpnąć za pysk. Skróciłyśmy galop i dopiero po ładnym kole w zebraniu wyjazd na długą ścianę i dodanie. Na krótkiej skrócenie. O wiele lepiej. I tak jeszcze 2 okrążenia. W końcu jadąc galopem roboczym wyjechałam na przekątną, w X do stępa, tuż za nim zagalopowanie z drugiej nogi. Jak na początek dobrze. Po kilku okrążeniach skróceń i dodań w tą stronę znów przekątna i zwykła zmiana nogi przez stęp. O wiele lepiej. Ogólnie mała się ogarnęła i w sumie mogłabym zdjąć gumy, bo się tylko majtają. W końcu postanowiłam dać już Plotce spokój.
Przeszłyśmy do kłusa i kilka przejść. Bardzo ładne, w równowadze. W pewnym momencie usiadłam w kłus ćwiczebny i jeździmy po przekątnych ćwicząc dodania. Przyznam, że mimo wszystko kłusik kucki jest bardzo wygodny w porównaniu z niektórymi. W końcu zaczęłam anglezować, odpuściłam małej dodania i wzięłam na koło. Ciągle utrzymując kontakt zaczęłam powoli wypuszczać wodze. Mała ładnie podążała główką do przodu i w dół. Po jednym takim kole zaczęłam nabierać wodze i jedno koło w zebraniu. Właśnie wykonałyśmy żucie z ręki. Pochwaliłam Plotkarę i zmiana kierunku w kole. W tą stronę również żucie z ręki, bardzo stopniowe i powolne, nie chciałam utracić kontaktu z klaczką. Po udanym żuciu z ręki pochwała i do stój. Poluźniłam maksymalnie gumy i dałam luźną wodzę małej na stępa.
Z stojaka zdjęłam derkę i założyłam na grzbiet, sama siadając na jej końcu, który umieściłam na siodle. Przykryłam sobie nogi polarem i stępujemy tak przez 10 minut. Zdążyłam pogadać z Carrot, która akurat zaczynała trening z Bombem. Rozmawiałyśmy o Plotkarze i Bombie, nowych koniach i ogólnych nowinkach w rysie. W końcu pozwoliłam dziewczynie zając się ogierem, sama zatrzymałam karą, zsiadłam z niej, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i przykryłam dokładniej derką.
Ruszyłyśmy do stajni. Powietrze było rześkie i chłodne, kuło w nos i uszy. Szybko przemaszerowałyśmy do ciepłego domku, gdzie rozsiodłałam małą, wyczyściłam gdzie mogłam, sprawdziłam czy nogi są w porządku i na koniec porozcierałam mięśnie, które najbardziej dziś pracowały. Początek regularnej pracy wcale nie jest taki prosty jak się wydaje. Małej dałam na koniec jabłuszko i poszłam dalej pracować w SC. Zamknęłam boks klaczki, odniosłam sprzęt na miejsce i ruszyłam do kolejnych koni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rustler dnia Wto 18:28, 08 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|