Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:38, 20 Kwi 2011 Temat postu: Dresaż L - sprawdzian umiejętności L-8 |
|
|
Kiedy zeszłam do stajni, Mariusz z Asią sprowadzali konie z padoków. Zawsze byłam przekonana o istnieniu mojego szóstego zmysłu Pomogłam im w tym pracochłonnym zajęciu (17 koni!), a zaraz potem napadłam Rangę w boksie. Zgodnie z planem treningowym na dziś przypadał sprawdzian jej umiejętności. Wyprowadziłam klacz na dwór, przyniosłam sobie kuferek ze szczotkami i sprzęt. Gniadoszka była w dobrym nastroju, nie marudziła przy czyszczeniu. Szybko uwinęłam się więc z tą czynnością, nie tracąc czasu przeszłam do siodłania i kiełznania. Kiedy wszystko było na swoim miejscu, zapięłam na głowie kask, zdjęłam z szyi klaczy wodze i wraz z gniadą poszłam na maneż piaszczysty.
Podciągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i szybko wskoczyłam na klacz. Kiedy usadowiłam się w siodle dałam sygnał do ruszenia. W czasie stępa jeszcze kilka razy sprawdziłam popręg. Przez pierwsze 5 minut pozwoliłam klaczy wyciągnąć szyję i spokojne połazić po nieokreślonym torze. Później wstawiłam ją na ślad, zaczęłam również egzekwować od niej pierwsze ćwiczenia - wyginanie szyi na godzinę 10. i 2., żucie z ręki, duże wolty i zmiany kierunku. Kiedy uznałam rozgrzewkę w stępie za ukończoną, klacz była ustawiona na pomoce, chętna do współpracy i pełna energii. O to mi chodziło. Dałam jej łydkę do kłusa lekko oddając wodze. Od samego początku pilnowałam taktu, również podczas wykonywania wolt, serpentyn i ósemek. Było to piętą achillesową Rangi. Klacz co prawda świetnie się wyginała, ale ogólnie pojmowany rytm chodów często obniżał nasze noty w konkursach. Tak więc teraz nie było mowy o wahaniu się tempa, zmianach długości wykroku. Gwoli przypomnienia skierowałam klacz na koło umieszczone w narożniku. Po połowie koła ograniczonej płotem jechałam kłusem pośrednim, po tej wolnej - roboczym. Dłuższa chwila tego ćwiczenia sprawiła, że gniada rozluźniła się, a jakość jej chodów uległa znacznej poprawie. Teraz mogłyśmy przećwiczyć rzeczy już opanowane - żucie z ręki oraz przejścia. Z pierwszym elementem nie miałyśmy problemów, drugiemu poświęciłyśmy więcej czasu. Nie z uwagi na brak reakcji na pomoce zwalniające/przyśpieszające, ale ze względu na fakt utrzymania niezmiennego rytmu podczas przejść. Tak jak wcześniej, wyraźne, precyzyjne pomoce i częste pochwały sprawiły, że Ranga utrwaliła sobie i ostatecznie opanowała ten element. Na sam koniec został nam galop. Na początek przegalopowałam po dwa koła na stronę, na luźnej wodzy w półsiadzie - tak, by klacz trochę się wyszalała. Potem zabrałyśmy się do konkretniejszej pracy. Pozbierałam galop, wyraźnie skróciłam gniadą i skierowałam na koło. Teraz po ograniczonej płotem części koła galopowałyśmy, po tej wolnej kłusowałyśmy. Najpierw przejścia wykonywałam w chodzie zebranym, Ranga miała tutaj lepsza równowagę i radziła sobie z nimi nieźle. Kiedy w końcu załapała o co mi chodzi mogłam przejść stopniowo do chodów roboczych, a później do pośrednich. Solidnie przećwiczyłyśmy dany element na obie nogi. Po ostatnim popisie w programie L-3, z ciągłym gubieniem rytmu, związanym z przejściami galop-kłus, musiałam się upewnić, że Ranga poprawiła się i radzi sobie z danym elementem. Kiedy tak się stało sowicie ją pochwaliłam, zwolniłam do stępa i oddałam wodze. Pozwoliłam klaczy odpocząć, sama wyciągnęłam z kieszeni program L-8 i przypomniałam sobie jego treść.
Po kilku minutach nabrałam wodzy, pozbierałam klacz i poprosiłam o kłus. Pora rozpocząć przejazd. Wjazd, zatrzymanie i ukłon - wyśmienicie, Ranga nie miała problemów z utrzymaniem wyprostowania. Do zatrzymania przygotowałam ją serią półparad. Wykonała je błyskawicznie, w punkcie, ale nogi nie były równo. Skorygowałam to bacikiem, mam nadzieję, że gniada zapamięta jak należy ustawiać nogi. Przytrzymałam ją na wodzy wraz z łydką, pozbierała się i była w gotowości ruszyć do przodu. Zatem przejście do kłusa poprawnie, jeżeli sędzia bardzo upierdliwy to przyczepił by się do naszego ukochanego rytmu. Ranga na początku poszła szybciej, potem dopiero wyrównała tempo. W C wygięłam ją wokół wewnętrznej łydki, w duchu chwaląc gniadą. Koło wyjechane poprawnie,udało mi się poprowadzić klacz po regularnym okręgu (nie jajku, okręgu), rytm też niczego sobie. Na początku przekątnej Taga przekombinowała, mocno się wyciągnęła mimo lekkich komend. Ostatecznie skorygowałam to dopiero pod koniec przekątnej, wtedy gniade totalnie zgubiło równowagę, na dodatek jeszcze się potknęła. Zero punktów. Kiedy już jakoś się ogarnęła kłus roboczy niczego sobie. Półparadki, zatrzymanie i nieruchomość. W ostatnim momencie zmusiłam ją do jednego kroku stępa by wyrównać nogi. Poklepałam klacz i poprosiłam o ruszenie stępem. Bardzo ładnie ustawiła się, podążała za kontaktem. W przejściu do kłusa nieco schowała się za wędzidło, ale za chwilę znów wróciła do poprzedniego ustawienia. Przed M zagalopowanie. Bardzo pilnowałam klaczy, wiem co ona potrafi wyczyniać z galopem. A dzikie latanie po czworoboku na zawodach raczej mi się nie uśmiechało. Na wolcie aż przesadnie ją przytrzymałam, ważne jednak, że nie uwaliła się na przodzie lub, co gorsza, nie zostawiła mnie na płocie w pełnym galopie. Było OK Na prostej pozwoliłam jej się troszkę rozbujać, gniada była tym zachwycona. Poszła mi na ustępstwo wyraźnie podstawiając zad i nieustannie żując wędzidło. Na wjeździe na przekątną dziwnie postawiła tylną nogę, wyratowała się od upadku przyśpieszeniem. Przejście do kłusa wyszło jak galop - Ranga wybijała fundując mi podniebną podróż w każdym kroku, do tego zasuwała ile wlezie. Zawzięcie przerabiałam wewnętrzną wodzą, ale dopiero zagalopowanie poprawiło jakość chodu. Klacz znów się poskładała ładnie ustawiając na wędzidle. Ja wreszcie mogłam porządnie usiąść w siodle i podążać za płynnych ruchem Cheo. Wolta w porządku, teraz cały galop wyszedł równym tempem, bez zwalniania czy przyśpieszania. Przejście do kłusa dobre, z podstawieniem. W kłusie pośrednim poszło nam zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Właściwie odczytała moją komendę, wyciągnęła szyję. W kłusie roboczym trochę się wlekła. Końcówka w porządku.
Myślę, że i tak poprawiłyśmy się od ostatniego przejazdu dużo łatwiejszego programu. Dałam gniadej odpocząć chwilę w stępie swobodnym, potem nabrałam wodze i pojechałyśmy program jeszcze raz. Ranga przypomniała sobie wszystkie elementy, teraz wiedziałam co dokładnie sprawia jej problem, przygotowałam ją do kolejnego ruchu, co zaowocowało dużo lepiej przejechanym programem. Oddałam jej wodze i stępujemy.
Uwiesiłam się na szyi klaczy co rusz klepiąc, drapiąc i głaszcząc umięśnione ciało Rangi. To się rozumie, z takim koniem można startować, szybko się uczy, chętne do współpracy. Chwilkę postępowałyśmy, zsiadłam, popuściłam popręg i zaprowadziłam klacz do stajni. Tak rozebrałam ją ze sprzętu i w nagrodę zafundowałam gniadej kąpiel którą uwielbia. Potem wysuszyłam ją na solarce i wstawiłam do boksu z marchewką w pysku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|