Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:01, 17 Mar 2011 Temat postu: Trening kondycyjny na torze (do wymagań crossowych) |
|
|
Koń: Black Eagle
Jeździec: Rustler
Miejsce: tor wyścigowy
Czas: 60 minut
Sprzęt: siodło skokowe, czaprak, ochraniacze na cztery, ogłowie polskie z wielokrążkiem (wodze na ostatnią dziurkę)
Pomoce/patenty: wytok
Założenia treningowe: Spuścić z ogiera parę, przygotować go kondycyjnie do startów w WKKW i crossie. Praca na głodzie tlenowym.
Dzisiaj wieczorem weszłam do stajni zmęczona dlugim i okropnym dniem. Nic tylko wsiąść na konia. Najpierw rumaki nakarmiłam, potem odprężyłam się zamiatając korytarz. Przechodząc obok boksu Blacka trafiło mnie jak grom z jasnego nieba - kondycyjny galop po torze! Ten wiatr we włosach i pędzący gniadosz... Nie tracąc czasu przyniosłam sobie sprzęt - siodło skokowe, czaprak, ochraniacze na cztery nogi, ogłowie polskie z wielokrążkiem. Orłowi założyłam kantar na co zareagował niezbyt entuzjastycznie, ale gdy tylko zobaczył sprzęt nabrał animuszu. Oj pobiegałby chłopak, pobiegał. W jednym ręku trzymając za uwiąz, w drugim dzierżąc szczotkę próbowałam zwalczyć kręcącego się ogiera. Były tańce, ciągi i wyginanie się we wszystkie strony. W końcu mogłam założyć, że jest jako, tako czysty i obłożyć go sprzętem. Gdy wierzchowiec był gotowy zapięłam kask, a do popręgu dołożyłam wytok coby mi wodze nie przeleciały na druga stronę, jak ogierro łbem szarpnie. I nadszedł ten czas - mogliśmy wyruszyć na tor.
Na dziedzińcu wsiadłam, sprawdziłam popręg. Wszystkie te normalne czynności było bardzo trudno wykonać - gniady przebierał nogami w miejscu i strasznie się kręcił. Nigdy jeszcze nie wsiadałam na niego tutaj. Proszę sobie wyobrazić jaka była jego radość kiedy skierowałam go w stronę toru. Do obiektu mieliśmy spod stajni kawałek drogi, a raczej trawiastego pola, ograniczonego tylko płotem, który otaczał cały teren Exodusa. Postanowiłam spożytkować ten czas na rozprężenie ogiera.
Tradycyjnie próbowałam rozpocząć od stępa, ale podekscytowany Black dodać wiosenną szarówkę i światła toru w oddali równa się masakra. Czego tam nie było, były bryki, prychania, dęby, słowem chaos i zniszczenie. W końcu zdenerwowałam się, miał być relaks, a tu jakieś cuda będzie odstawiał. Kilka razy brutalnie go przytrzymałam, co szybko poskutkowało, pozwalając nam dojść do jako takiego porozumienia. Nie przedłużając, poprosiłam ogiera o kłus. Wiele nie potrzebował, od razu wystrzelił sprężystym kłusem, daleko wyciągając nogi. Co chwila próbował przejść do galopu, sadząc przy tym małe bryki. Jeszcze nie biegał u nas na torze, fascynowała go jednak trawa pod nogami, co niewątpliwie kojarzyło mu się z wyścigami. Próbowałam pomęczyć go na woltach, by nieco porozciągał mięśnie. Wyszło jak wyszło, uszaty miał inne plany. Na wyjściu z wolty zagalopował sadząc pięknego bryka. Nie była m na to przygotowana, więc w pierwszej chwili szarpnęłam go za wodze, za chwilę lądując już na szyi. Oszołomiony Orzeł zatrzymał się i przez chwilę odmawiał wykonywania poleceń. Na siłę dopchnęłam go do kłusa. Gniadosz nie miał tej pary co wcześniej, jakby zamknął się w sobie. Wykonywał polecenia ale nie dodawał nic od siebie. Zatrzymałam ogiera, lekko poluzowałam wodze gdy spokojnie stał. Sprawdziłam popręg. Nagle błysnęło oślepiające światło. Włączyło się oświetlenie głównego toru. Na zewnątrz było na tyle ciemno, że czujka wreszcie załączyła. Oznaczało to, że jesteśmy już naprawdę blisko. Black nie był zachwycony nagłym bodźcem, kilka razy się cofnął, ale z dodającą mu pewności łydką, szedł równo do przodu. Wykonaliśmy kilka przejść, aby mieć pewność, że w razie czego gniady zareaguje. Kiedy dobrze i szybko je wykonywał klepałam go i luzowałam wodze. W końcu Bis znowu postawił uszy. Największy wpływ miała na to stojąca przed nami bramka do wjazdu na tor. Skierowałam ogiera na tę kilka metrów dalej, prosto do wjazdu na kładkę, prowadzącą na ziemisty tor treningowy. Na początku z kilkoma buntami, ale kiedy Złośnik zobaczył, że nie jest ślisko, a lekka pochyłość go nie zabije, wszedł. Na zjeździe bardzo ładnie, z równowagą, lecz lekko przyśpieszał. W końcu znaleźliśmy się na torze.
Odpięłam od siodła derkę, sprawdziłam czy wygodnie będzie utrzymać mi się w półsiadzie. Stwierdziłam, że trzeba skrócić strzemiona. Black posłusznie reagował na polecenia. Był wpatrzony w jeden punkt. Podjechaliśmy stępem do celownika umieszczonego 50m przed treningowymi startboxami i wcisnęłam czerwony guzik oznaczający, że nie potrzebuję boksów. Jej wystająca część szybko schowała się po za ogrodzeniem, a my mogliśmy przystąpić do treningu. Kiedy stwierdziłam, że jesteśmy gotowi pogoniłam ogiera do kłusa. Odpowiedział na komendę od razu, ruszył wyciągniętym, energicznym kłusem. Skierowałam go na środek toru. Ku mojemu zadowoleniu nie musiałam się z nim szarpać - reagował na najmniejszy sygnał łydek czy wodzy. Było to duże zaskoczenie, zwykle konie po karierze wyścigowej na widok toru szaleją. Po kilkunastu metrach dałam łydkę do galopu od razu przytrzymując ogiera. Dosyć mocno napierał na wędzidło, ale szedł dosyć wolnym galopem. Powoli zaczęłam przerabiać, na co Black przestał ciągnąć. Dłuższą chwilę zajęło mi zachęcenie go do intensywniejszego żucia wędzidła. Na prostej kilka razy poćwiczyliśmy zmianę nogi w galopie. Wychodziły nam zazwyczaj dobrze, chociaż czasem Orzeł tracił tempo, drugim razem znów się rozpędzał. Zakończyliśmy to ćwiczenie dość ciasnym zakrętem, a w wyniku zmianą kierunku ruchu. Znowu zmiana nogi. Poklepałam ogiera i poluzowałam wodze. Łydką dojechałam go do wodzy, co od razu wykorzystał wyciągając szyję i przyśpieszając kroku. W tym momencie jego galop stał się dla niego bardziej wygodny niż to powolne przebieranie nogami. W pełnym siadzie próbowałam rozluźnić się by nie podskakiwać. Tym równym tempem przegalopowaliśmy 2000m czyli optymalną trasę crossu kl. L i P. Po Blacku nie było widać zmęczenia, była to mała prędkość, ale obciążenie w postaci mnie niedługo dało mu się we znaki. Zwolniłam, zakręciłam. Zmiana nogi. ponownie galopowaliśmy na lewą. Pogoniłam ogiera do szybszego galopu. Gdy dodał poprosiłam o jeszcze większe tempo. W oczach pojawiły mi się łzy, gniadosz schylił szyję stając się bardziej "opływowy" . Kilka razy wykonałam coś na kształt posyłu co zachęciło Orła do większego wysiłku. Nie jechaliśmy wyścigowym tempem, ale na pewno było dużo szybciej niż na zwykłym treningu. Po 200m przytrzymałam go, dalej zmuszając do utrzymania równego, energicznego tempa. Przez kolejne 1800m nie pozwoliłam mu ani odrobinę zwolnić. Ogier stawał się coraz mokrzejszy i nie chciał tak łatwo przyśpieszać. Uznałam, że skoro w niezłym tempie pokonał odległość dwóch tras do crossu tyle mu wystarczy. Jak na konia po pobycie w SC był w naprawdę dobrej formie. Przytrzymałam go do bardzo wolnego galopu. Zauważyłam pod koniec, że przeszedł już na pracę na głodzie tlenowym, postanowiłam więc jeszcze nieco go pomęczyć. Nie już w szybkim galopie, ale w lekkim tempie.
Po 100m zwolniłam go do kłusa. Gniady bez wahania wykonał polecenie. Jeszcze tylko kawałek został nam do kładki. Stępem wjechaliśmy na pochyłość. Ogier nie zareagował, był zbyt zmęczony. Przy okazji zabrałam z barierki derkę, którą niezwłocznie przypięłam do siodła. Przy wyjeździe zaprogramowałam tor na samoczynne wygaśnięcie świateł (oprócz lamp solarnych, które pozostawiamy dla bezpieczeństwa) po 10 minutach. W tym czasie bezpiecznie opuściliśmy tor wjeżdżając na łąkę. Odszukałam wzrokiem łunę świateł znad stajni i stępem skierowałam Blacka w jej stronę. Orzeł nie stawiał oporu, szedł z wyciągniętą szyją, która mocno parowała. Pochyliłam się i długo klepałam, drapałam, głaskałam po gniadej szyi. Byłam bardzo szczęśliwa, wreszcie mogłam realizować marzenia dotyczące czynnego startu w crossie, na koniu, na którym w dodatku miałam szansę zająć jakieś miejsce.
Szybko dotarliśmy do stajni gdzie uwiązałam ogiera na korytarzu, rozebrałam ze sprzętu i nakryłam derką osuszającą. Wyczyściłam kopyta, nogi pokryłam wcierką chłodzącą i owinęłam owijkami. uzupełniłam wszystkie zaległości w zabiegach pielęgnacyjnych, ogier bowiem w ogóle się nie kręcił. Po zdjęciu derki wytarłam go ręcznikiem, chociaż i tak był suchy. Nakryłam go stajenną derką polarową, po czym wpuściłam do boksu. Gniady obrócił się i tyknął mnie w ramię. Kolejne marzenie się spełniło.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rustler dnia Pią 17:46, 22 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
|
|