Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:57, 03 Mar 2011 Temat postu: Cross kl. LL pierwsze podejście |
|
|
Przy pomocy Calliope, tulipan i Mariusza zaprowadziliśmy na halę kilka przeszkód naturalnych. Udało nam się przytachać dwie małe kłody (ok. 50-60cm), jedną większą (70cm), kilka długich drągów z których ułożyliśmy potężnie wyglądające przeszkody wyłożone igliwiem. Zmontowaliśmy również przeszkodę z opon, kilka beczek leżących poziomo. Idealny wstęp do treningu crossu. Na rozgrzewkę ustawiliśmy również kilka spadających przeszkód. tulipan poszła rozebrać Call z uprzęży, Mariusz zakręcił się w poszukiwaniu herbaty, a ja zabrałam się za czyszczenie mojego dzikusa.
Black stał już w nowej stajni, był podekscytowany nowym otoczeniem. Mieszanymi uczuciami darzył nasze ogiery, jednak wierze że kiedyś się polubią. Bardzo cieszyłam się, że wreszcie gniady zaczął akceptować moje towarzystwo. Pokusiłabym się o słowo "polubił", ale chyba jest na to zbyt wcześnie.
Przywiązałam złośnika na korytarzu, wytrwale ganiąc za uporczywe kręcenie się przy czyszczeniu. Kiedy jako tako dało się powiedzieć o nim, że jest czysty pochwaliłam go, na grzbiet wrzuciłam siodło skokowe, na nogach dobrze zapięłam ochraniacze, a kantar zamieniłam na ogłowie. Wraz z osiodłanym koniem, sama z batem, ostrogami i w kamizelce ochronnej, udaliśmy się na halę. Tulipan i Mariusz gawędzili pijąc herbatę. Black pewnie wszedł na halę, już mu ją pokazywałam. Poklepałam go, zganiłam z próbę podszczypania przy podciąganiu popręgu i wsiadłam. Jeszcze raz dociągnęłam popręg spotykając się z dezaprobatą Orła. Łydka do stępa. Swobodny kontakt, nie wiedziałam jak zachowa się na widok przeszkód naturalnych. Na początku było spokojnie, po kilku kołach ogier zaczął prychać i niesamowicie gapić się na przeszkody. Skierowałam go więc pomiędzy straszyciele, pilnując dynamicznego stępa. Z każdym treningiem było coraz lepiej, bardziej się rozumieliśmy, a i buntów było coraz mniej. Gniady wiedział, że i tak mu się odwdzięczę, więc po co próbować? Odważnie kroczyliśmy pomiędzy przeszkodami. Nie wiem czy to pozorowany strach czy rzeczywiste zlęknienie, ale postanowiłam dokładnie pokazać przeszkody ogierowi. Każdą objechaliśmy kilka razy ignorując odskoki i próby odgalopowania na drugi koniec hali, dotknęliśmy nosem igliwia, posmyraliśmy opony. Kiedy wszystko było w porządku dałam sygnał do kłusa.
Ogier poczęstował mnie małym brykiem, co od razu skorygowałam batem po łopatce. Z lekką łydka, by nie prowokować gniadosza do rozpędzania się, na lekkim kontakcie, przekłusowaliśmy się w obie strony z woltami, ósemkami i zmianami chodu. Zmiany kierunku starałam się wykonywać kłusem z dłuższym wykrokiem, ale było to trudne, ponieważ ciężko było przy tym utrzymać podobne tempo co na ścieżce. Na koniec kilka zmian tempa w kłusie, kilka przejść stój-kłus-stój.
W następnej fazie rozgrzewki zajęłam się powyginaniem całego konia w stępie, zaczynając od ćwiczenia z godziną dziesięć (szyja), poprzez ustępowania, łopatką do wewnątrz (żebra), kończąc na ciasnych woltach (kłoda). Chody boczne wykonywaliśmy zupełnie amatorsko, ogier niby łapał o co chodzi, ale nie wymagałam nie wiadomo czego. Ot, zwykłe, rekreacyjne chodzenie na boki Później kilka cofań, przejechanie przez cavalettki po dwa razy na stronę. Black po utraceniu nadmiaru energii pracował bardzo ładnie, dzisiejszy dzień należał do tych wyjątkowo dobrych dla mnie i dla niego.
W końcu przyszedł czas na galop. W spokojnym, miarowym kłusie zmiana łydek, zagalopowanie w narożniku i luźniejsze wodze. Z wyścigowym zapałem gniady rzucił się do przodu, wyciągnął szyję, stawiając długie, szybkie kroki. Po kilku foulach zaczęłam nieco go powstrzymywać. W końcu udało nam się dojść do zwykłego tempa z lekkim dodaniem. Po trzech kołach siadłam w pełnym siadzie, skierowałam go na woltę a zaraz potem na cavalettki. Wolta całkiem ładnie, była zresztą bardzo duża. Cavaletti ze skupieniem, uniesieniem nóg. Ogółem bardzo pozytywnie. W kłusie dojechałam Orła do ręki, pochwaliłam gdy wymyślił o co chodzi kiedy go o to proszę. Zmiana kierunku, chwila stepa dla opadnięcia emocji związanych z galopem . W narożniku kłus, zaraz potem zagalopowanie. Teraz dużo ładniej, aż tak się nie rozpędzał. Dosyć szybko ustawił się na tyle by wykonać wspomnianą wcześniej woltę i najazd na cavaletti. Po poprawnym przejechaniu poklepałam go, chwilę jeszcze galopu i do kłusa. Krótka chwilka i do stępa. Pozwoliłam gniadoszowi odpocząć na długiej wodzy. Wyciągnął szyje korzystając z chwili luzu. Mariusz i tulipan zeszli z trybunów, zabrali cavalettki do schowka. Mieliśmy teraz więcej miejsca. Dziewczyna siadła w pierwszym rzędzie, stajenny tymczasem pozostał na środku ujeżdżalni gotowy w razie czego podnieść przeszkodę.
Dla rozgrzewki kłusem najechałam na zwykłą kopertę 40cm. Ogier tylko podniósł wyżej nogi. No nic, przynajmniej nie odmówił. Zakręciłam na ścianie, energiczne tempo, ale pilnuję, żeby nie uczył się, że na przeszkodę się leci, mocniejsza łydka na wybiciu. Tym razem odbił się, ale najpierw wyciągnął ode mnie trochę wodzy. Na szczęście byłam na to przygotowana i oddałam mu ich dosyć dużo. Jeszcze dwa skoki przekonały go do mojej reki, pozwalając nam na oddawanie dobrych skoków. Orzeł dużo odziedziczył po ojcu folblucie, skakał dobrze, pewnie i mocno baskilując. Pochwaliłam gniadego, bo pracował wzorowo. Pora na następną przeszkodę podczas rozgrzewki. Tym razem była to zabudowana stacjonata 60cm z hydrą. Starałam się, aby przeszkody wyglądały jak najpotężniej, to przyda się potem w crossie. Długi najazd kłusem, nie lecimy. Ogier postawił uszy, jakby na chwilę zawahał się gapiąc się na krzaczek, ale ponaglony komenda od łydki wyskoczył w górę, zostawiając spory zapas. Poklepałam, lekko poluzowałam wodze. W sumie poćwiczyliśmy na tej przeszkodzie cztery razy. Dwa razy w kłusie, dwa razy w galopie. Bardzo dobrze nam się dzisiaj współpracowało. W stępie na długiej wodzy odpoczynek. W tym czasie Mariusz ustawił dwie przeszkody w miejsce tych na których ćwiczyliśmy. Były to: bramka stworzone ze sztachetek umocowanych na drągach - 60cm oraz brama sztokholmska - 70cm w najniższym punkcie. Równym kłusem naprowadziłam ogiera na bramkę, przed przeszkodą przeszliśmy w galop. Patrzył, oglądał się, ale skakał. Pochwaliłam, dwa powtórzenia z kłusa. Następnie najazd na bramę. Dosyć krótki najazd, ale generalnie łatwy. Mocna łydka na całej jego długości, sygnał do wybicia. Wyszło krzywo, Black lekko spłynął z przeszkody. utrzymałam galop po przeszkodzie, duża wolta i ponowny najazd. Teraz przytrzymałam go łydką z lewej strony. Obszerny, centralnie wykonany skok. Pochwaliłam go i ponownie stęp dla odpoczynku. tulipan z Mariuszem posprzątali obie przeszkody. Zostały już tylko trzy - szlaban z liverpoolem - 60cm wys x 80cm szer, kłoda - 40cm wys x 20cm szer, kłoda - 40cm x 40cm, kłoda - 70cm x 40cm oraz stacjonata z igliwiem - 90cm.
Zaczęliśmy od najmniejszej kłody. Była niska i wąska, ogier zignorował ją, przeszedł, ale zahaczył nogą. Prawie się wywrócił, ratując w ostatnim momencie. Przy drugim najeździe odbił się ładnie, skupiając na skoku. Dlatego kocham crossówki. Konie myślą przy skakaniu. Zaraz po niej galopem najechałam na 40cm x 40cm. Bez zmian, ładne skoki, może nieco zbyt długie. Pochwała pomiędzy kolejnymi najazdami. Na koniec kłód została nam siedemdziesiątka. Sama lekko się wahałam, nie zdziwiłam się więc gdy ogier zatrzymał się przed nią. Skarciłam go batem i na siłę wepchnęłam w przeszkodę przy pomocy ostróg. Nastrój nieco się popsuł, ale gniady pokazał, że potrafi pokonać 70cm ze stój przy kolejnych, galopowanych (bez stój) najazdach było lepiej, rozważnie i z dystansem, dobre technicznie skoki. Mariusz zwrócił mi uwagę, że Orzeł zbyt mało wyciąga głowę. Przy kolejnym skoku przez szlaban oddałam więcej wody, ale utrzymałam bardziej asekuracyjny dosiad. Stabilne lądowanie, bez puknięcia. Ogier bardzo szanował stałe przeszkody. Nie chcąc go męczyć ze ściany skierowałam go na stacjonatę. Długie wypuszczenie, łydka. Dobrze.
Z bananem na twarzy zwolniłam go do stępa i poklepałam na oczach loży szyderców.
- I co o tym sądzicie? - zapytałam zatrzymując spoconego gniadosza.
- Jest świetny! - pisnęła tulipan.
- Obydwoje nieźle sobie radzicie, macie szanse na coś więcej - powiedział Mariusz tonem profesjonalisty. Jeszcze raz poklepałam ogiera, byłam z niego niesamowicie dumna. Szkoda, że na codzień nie jest taki grzeczny. Na całkiem długiej wodzy występowałam go aż wysechł. Mariusz w tym czasie posprzątał przeszkody, a tulipan zagrabiła halę igliwia, po czym wyrównała dołki powstałe po wybijaniu się przed przeszkodami. Zsiadłam z Blacka i w ręku podprowadziłam go do bandy. Zarzuciłam na zad derkę, razem z towarzystwem poszliśmy do stajni.
Uwiązałam Orzełka na korytarzu, rozebrałam ze sprzętu. Nogi schłodziłam wodnym masażem, sierść nakryłam derką osuszającą. Miziając gniadosza skarmiłam go chyba kilogramem jabłek Potem osuszyłam nogi, zdjęłam derkę, a nakryłam go stajenną polarówką. Nogi nasmarowałam chłodzącą wcierką, owinęłam owijkami i wpuściłam do boksu. Wierzę, że podbijemy steeple!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rustler dnia Pią 17:47, 22 Kwi 2011, w całości zmieniany 4 razy
|
|