Autor Wiadomość
Rustler
PostWysłany: Sob 9:30, 23 Kwi 2011    Temat postu: Cross medium - wyjazd na tor WSR Deandrei z Black Eaglem

Po wykonaniu krótkiego telefonu do Deica miałam zaplanowany trening z Blackiem, opatrzony konspiracyjnym tytułem „Rozróba na torze crossowym w Deandrei“. W drodze do stajni złapałam Mariusza, po czym przymusiłam go do wyjazdu na tor wraz ze mną. Asia pomogła nam doprowadzić konie do stanu używalności. Potem tylko kaski, ostrogi, palcaty i możemy jechać. Przed stajnią obydwoje wgramoliliśmy się na konie, od razu kierując się w stronę bramy.
Na początku samce chwilę na siebie pofukały, kilka ostrzegawczych kopów w powietrze, kilka nerwowych prychnięć. Było to o tyle dziwne, że stały razem na jednym padoku. Black szedł spokojnie, nie płoszył się toteż szybko mogliśmy ustawić się w parę, zamiast jechać jedno za drugim. Wesoło gawędząc jechaliśmy stępem dość długo. Po pierwsze do Deandrei było kupę drogi, po drugie musieliśmy porządnie przygotować konie do wysiłku jaki czeka je na torze. W sumie, pierwsze 4 km przebyliśmy stępem. Dłużyło się, ale obydwoje mieliśmy czas. Dzięki bogu po drodze nie trafiliśmy na żadne reklamówki powiewające na wietrze, ani samoloty odrzutowe, więc było całkiem spokojnie.
Wspólnie zarządziliśmy przejście do kłusa. Ponownie ustawiliśmy się w szeregu - Orzeł szedł z przodu, Gold zaraz za nim. Dzięki temu konie nie zaczynały się ścigać. Black hamował entuzjazm Questa do zasuwania ile która noga może, jednak sam nie pozostawał w tyle. Nie wybijał, ale daleko wyciągał nogi. Szedł jednak rytmicznie, toteż bardzo go nie przytrzymywałam. Po kilku minutach zabawy wędzidłem nawet odpuścił potylicą. Z czasem zwolniliśmy by nie męczyć koni, wtedy mogłam zacząć egzekwować od gniadego podstawienie. Mariusz widząc co kombinuję zaczął skupiać na sobie Questa. Kasztan jednak dawno nie chodził pod siodłem, chciał się wyszaleć pod jeźdźcem, nie w głowie mu zbieranie. Mimo to chłopak wytrwale próbował wszelkimi możliwymi sposobami. Gold był tym trochę sfrustrowany, co chwilę słyszałam jak nerwowo gryzie wędzidło. Kłusowaliśmy ładny kawałek drogi, by spuścić z chłopaków parę przed galopem.
Kiedy w końcu padło hasło galopujemy obywa wypiżyły nam do przodu, a my, niczym chorągiewki na wietrze, powiewaliśmy uczepieni siodeł. Black mocno pracował łopatkami, wyciągnął się, cały czas przyśpieszając. Gold nie pozostawał w tyle, cały czas doganiał półfolbluta. Po 200m zaczęłam przytrzymywać wałacha, na trasie bowiem pojawiały się korzenie i zakręty. Oznaczało to, że jesteśmy już blisko Dean. Na ziemi leżała jakaś malutka gałązka, rozochocony gniadosz nie przepuścił okazji by sobie ją skoczyć. Quest też przeskoczył, wysadzając w górę nieprzygotowanego Mariusza. Odwróciłam się z uśmiechem na twarzy, próbując przekrzyczeć pęd powietrza.
- Zaraz zakręt, zmieniamy nogę - uprzedziłam chłopaka. Sama poprosiłam o zmianę nogi. Black zwolnił, przerzucił zad na drugą stronę i galopował dalej spokojnym tempem. Już dużo wolniej weszliśmy w zakręt, przegalopowaliśmy jeszcze kawałek po czym przeszliśmy do kłusa. Gold co chwilę parskał, głośno oddychał i wyciągał szyję do ziemi. Orzeł natomiast cały czas był pełen energii, podekscytowany widocznym na horyzoncie obiektem, który kojarzył mu się z torem wyścigów. Przeszliśmy na ostatnie 800m do stępa, by dać odpocząć koniom przed ciężką pracą na torze. Oddałam wodze Blackowi, pozwoliłam opuścić szyję. Znów zrównaliśmy się z Mariuszem, by móc porozmawiać.
Przy wjeździe na tor powitała nas Deidre wraz z Maksem. Oboje z promiennym uśmiechem na ustach objaśnili nam trasę przejazdu, powiedzieli również gdzie możemy znaleźć plac do rozgrzewki. Konie były już rzecz biorąc rozgrzane, potrzebowały tylko zebrania i kilku wygięć. Obydwoje pracowaliśmy głównie w stępie, czasem urozmaicając go przejściami pomiędzy stój a kłusem. Po kilkunastu minutach samce były gotowe do przejazdu - wypoczęte, pozbierane i rozgimnastykowane. Dei z Maksem usiedli na trybunach, by móc obserwować nasz przejazd. Ustaliliśmy, że bardziej obeznany z crossem Black pójdzie pierwszy, a 15m za nim będzie szedł Gold, tak by widzieć zad prowadzącego. Zagalopowaliśmy i zaczynamy.
Orzeł pewnie wszedł w wodę, rozchlapując ją wokół siebie. Stracił nieco na prędkości. Szedł na wędzidło, głęboko wkraczał nogami pod kłodę. Popędzałam go na razie tylko troszkę, wiedziałam, że galop w wodzie jest dla niego dość uciążliwy. Quest również dobrze sobie radził, czasem kładł uszy w odpowiedzi na spadające mu na łeb kropelki wody. Mariusz strategicznie utrzymywał dość wolne tempo, wiedział, że Gold ma trochę słabszą kondycje od gniadego. Naszym oczom ukazała się mewa. No że też na początku trasy! Black zawsze miał problem ze skakaniem tych wydziwianych plastików ustawianych w wodzie. Im bliżej był przeszkody tym bardziej zwalniał tempo, pomimo moich wysiłków nawet wspomaganych ostrogami. Finalnie zatrzymał się przed samą mewą, wybałuszając oczy. Po kilku łydkach nie zareagował, dopiero kilka szybkich batów w zad przekonało go do przeskoczenia. Mocno baskilował, z resztą oddał bardzo ładny skok. Zaraz po przeszkodzie narzucił szybkie tempo. Przytrzymałam go, by zachował energię na końcówkę. Gold lepiej poradził sobie z mewą, skacząc ją z pełnego galopu. Przy budkach nie pozwoliłam na jakiekolwiek zawahanie. Jednakże Black postawił uszy i bez problemu poradził sobie z budkami. Goldowi nie pasowały foule, po ostatni skoku potknął się i wyratował przysiadając na zadzie jednocześnie szarpiąc łbem do góry. Po kilku dziwny podskokach w miejscu ponownie zagalopowali i wyrównali odstęp między nami. Upewniwszy się, że wszystko w porządku poluzowałam wodze, co Orzeł szybko wykorzystał, znacznie przyśpieszając. Kiedy przed nami pojawił się skok-wyskok do wody pozbierałam mocniej wałacha, nieco zwolniłam. Utrzymywaliśmy jednak równe, dynamiczne tempo. Asekuracyjny półsiad, długie wypuszczenie i hop-hop. Black czuł się w swoim żywiole, bez problemu przelatywał nad przeszkodami, miękko lądując. Gold również nieźle sobie poradził, chociaż stracili przy tej przeszkodzie sporo prędkości. Kolejny szereg nie poszedł nam tak dobrze. Nie udało mi się skutecznie wyliczyć fouli, które dodatkowo nie pasowały nam przed łódką. Orzeł przejechał brzuchem po przeszkodzie, ale ostatecznie stanął na czterech nogach. Quest tymczasem spokojnie, na luzaku, w dystyngowanym tempie pokonał cały szereg, bez żadnego stuknięcia. Piramidę oraz hyrdy ominęliśmy - to nie nasz poziom wyszkolenia. Z kolejnej przeszkody zdecydowaliśmy się na skakanie oksera. Black uprzedzony wcześniejszym skokiem porządnie wybrał miejsce odbicia i wykonał niezwykle dokładny skok. Gold jeszcze bardziej stracił na odległości, przeszedł do typowego „parcourowego“ galopu. Po przeszkodzie Mariusz próbował zachęcić ogiera do gonienia przeciwnika, Kweścik wyciągnął tylko trochę foule, nie miał zamiaru nigdzie latać. Rozbujałam Orła, by skoczył wyższą kłodę z pełnego galopu. Praktycznie nie skoczył, tylko nieco „uniósł“ foulę. Para za nami zaczęła nabierać tempa, wybrali jednak niższą przeszkodę, jako mniej doświadczeni. Gold miał duże problemy z utrzymywaniem rytmu w galopie i skokach. Zwalniał, przyśpieszał. Chcąc dać odpocząć koniom podniosłam rękę do góry, na umówiony wcześniej znak „zwalniamy“. Przeszłam do kłusa, potem do stępa. Musieliśmy przejść przez kładkę. Black nie chciał na nią wejść, zatrzymywał się, cofał. Po kilku próbach w końcu udało mi się wepchnąć go na deski, ten podskoczył w miejscu przysiadając na zadzie i ruszył do przodu galopem. No cóż. Przynajmniej jesteśmy po drugiej stronie. Gold również zawahał się przed kładką. Nie było mu tak śpieszno jak Blackowi, ale nawet stępem nie chciał po niej przejść. Sfrustrowany Mariusz pogonił go batem, a Gold z łbem przy samej ziemi rzucił się do przodu. Przeskoczył kładkę. Mniej lub bardziej skutecznie zwalczyliśmy ową przeszkodę. Kombinację wodną sobie odpuściliśmy, spokojnym galopem zamierzyliśmy się na kłodę z hyrdą. Black widział już trudność w najeździe do tej przeszkody, podszedł więc spokojnie, rozważnie wybierając miejsce odbicia i przewidując miejsce lądowania. Gold natomiast kłodę skoczył dobrze, w swym majestatycznym, powolnym stylu. Z hyrdą już się nie wyrobili, wyłamali. Kolejną, najstraszniejszą z najstraszniejszym była bramka z krasnalami. Orzeł zwolnił, wybałuszył oczy i parskał, ale w końcu zgrabnie zabrał się na druga stronę. Gold był przyzwyczajony do wydziwianych przeszkód na parcourze, bramka nie zrobiła na nim wrażenia. Przemknął przez przeszkodę i zaczął nas doganiać. Czyżby chłopcy mieli zamiar odrabiać straty? Nie pozwoliłam sobie w kaszę dmuchać i wysłałam Blacka do przodu. Wałach był już wymęczony, ale chętnie przyśpieszył kroku. Uniosłam rękę w bok, oznajmiając Mariuszowi, że ostatnią przeszkodą będzie ławeczka. Inne przeszkody ominęliśmy po dużym łuku. Przed nami wyrosła przeszkoda nr. 17. Orzeł bardzo nie lubił takich przeszkód, mimo to pewnie galopował do przodu. Położył uszy po sobie, stracił na szybkości, ale w końcu skoczył. Poklepałam go w trakcie galopu powoli wyhamowując. Quest odmówił skoku, przysiadł na zadzie i nie miał zamiaru się ruszyć. Mariusz po kilku próbach namówienia go by skakał, skręcił go na woltę, mocno przyśpieszył galop i skierował na przeszkodę. Znowu widoczne było zawahanie konia, niemniej jednak Quest znalazł się po drugiej stronie. Za styl punktów by nie było, ważne, że skoczyli.
Obydwoje przeszliśmy do kłusa, Dei wskazała nam drogę do głównej części Dean. Spokojnym kłusikiem dotarliśmy na plac przed stajnią. Tam, ku naszemu zdziwieniu, stał nasz Exoduski trailer z Asią siedzącą na masce.
- Przecież na piechotę, nie wrócicie, nie? - odparła dziewczyna z uśmiechem. Dei, Maks i Asia pomogli nam rozsiodłać konie i przypiąć je do karuzeli. Należało im się kupę stępa. Właściciele zaprosili nas na kawę, co przyjęliśmy z entuzjazmem.
- Niezłe konie ze sobą przywieźliście - zauważyła Dei wstawiając ekspres.
- Obydwa z SC - odparłam z uśmiechem.
- Czyli jednak ktoś tam u was zna się na treningu koni - powiedziała podając nam kawę.
- Ten ktoś w 70% przypadków z Tobą wygrywa - pokazałam jej język, po czym upiłam trochę napoju. Najbliższe 15 minut spędziliśmy na wesołym gawędzeniu o koniach, o stadninach, rzecz biorąc o wszystkim. jednak obowiązki stajenne goniły, a wymęczone ogiery domagały się powrotu do stajni. Kiedy pakowaliśmy je do trailerki żaden nawet nie marudził, co było w ich przypadku dziwne. Machając właścicielom ponownie wróciliśmy do Exodusa.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group