|
|
Autor |
Wiadomość |
Rastamanka
Prince of pensjonat
Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:00, 06 Lut 2011 Temat postu: Odwiedziny |
|
|
Przyszłam na chwilę do Stajni Centralnej zobaczyć, co u nowicjuszy. Wszystko było dobrze, więc postanowiłam przy okazji zająć się trochę Goldem. Z skrzynką szczotek w ręce ruszyłam pod jego boks. Rudzielec widząc, że idę do niego spojrzał na mnie nieco niepewnie, jednak dał się pogłaskać, założyć sobie kantar i wyprowadzić, następnie uwiązać. Przyznać trzeba było, że koń sporego wzrostu, więc trochę się namęczę z czyszczeniem grzbietu, ale co mi tam. Wyciągnęłam z skrzynki twardą szczotkę i zaczęłam czyścić stosunkowo czystego konia z zlepek na sierści. Quest stał grzecznie, więc po skończonej robocie dostał krążek marchwi. Wyciągnęłam miękką szczotkę i szybko oczyściłam futro konika z kurzu i innych brudów, których nie zdjęłam z niego za pomocą twardej szczotki. Gdy skończyłam w ruch poszła kopystka. Kasztan ładnie podał wszystkie nogi i grzecznie je trzymał w górze. Pochwaliłam go i sięgnęłam po szczotkę do grzywy i ogona, którą rozczesałam jego stosunkowo gęste włosy. Spojrzałam na efekt końcowy mojej pracy. Był zadowalający, jednak coś mi tu nie pasowało. Przyjrzałam się dokładniej ogierowi. No tak! Długa, poszarpana grzywa i nierówny ogon psuły mi tu ogólne wrażenie o ogierze. Wyciągnęłam z mojej prywatnej już skrzynki nożyczki i krótko przycięłam grzywę Golda, następnie wyrównałam i trochę skróciłam jego ogon (tak, że sięgał do połowy nadpęcia). Gdy skończyłam znów odeszłam parę kroków i spojrzałam na rudzielca. Wyglądał o niebo lepiej.
-No kochany, obejdziemy sobie stajnię i wracamy - Powiedziałam odwiązując hanowera i ruszając do wyjścia. Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Obeszłam wraz z kasztanem teren stajni, na chwilę zagłębiliśmy się w las i po 20 minutach spaceru wróciliśmy. Odstawiłam Gold Questa do boksu, gdzie dałam mu resztę marchewki i wypieściłam za wszystkie czasy. W końcu zamknęłam drzwi i poszłam pozałatwiać też inne sprawy.
Przyszłam do SC pod wieczór. Szłam korytarzem w stajni, zaglądając do każdego konia po kolei. Klepałam każdego z nich po głowie, jeśli pozwolił, a jeśli nie, patrzyłam tylko na niego z uśmiechem. Kiedy 'zapoznałam' się z każdym z koni, wróciłam do pewnego kasztanka, który przykuł moją uwagę. Był bardzo przyjazny i nadstawiał się do głaskania i drapania po głowie i chrapach. Przeczytałam na tablicze jego imię i bardziej szczegółowe dane. Rozejrzałam się czy nie leży gdzieś w pobliżu jakaś marchewka czy smakołyk, ale znalazłam tylko siano. Mimo to podałam Questowi garść na otwartej dłoni. Ten zadowolony powąchał siano i skubnął trochę, resztę zrzucając na ziemię, po czym odszedł od okienka w boksie, by się napić. Jako, że w stajni lampy się świeciły i widziałam jeszcze, że Sayuri i kilka innych osób krząta się w pobliżu, weszłam do jego boksu, zamykając za sobą drzwi.
- Halooooo, kooooobyyyyyłaaaaa - mówiłam do niego spokojnym głosem, a Quest spojrzał na mnie jak na debila i trącił mnie nosem. Pogłaskałam go po łbie, potem po szyi, przeszłam potem do poklepania go po grzbiecie. Wyjęłam mu siano z ogona, i przeszłam pod jego szyją na drugą stronę. Koń stał i obserwował mnie uważnie. Nie był jednak zły, może trochę zdenerwowany, że przychodzi jakaś obca i włazi mu do boksu. Podałam mu trochę siana z ziemi, żeby skubnął sobie na uspokojenie i przeczesałam palcami jego grzywę. Bujną, piękną grzywę, którą przydałoby się przerwać i wyrównać. Poklepałam go po grzbiecie i podniosłam jego przednią nogę.
- Noooooogaaaaaa - powiedziałam i oparłam się o jego bok. Koń machinalnie uniósł kopyto.
- Dooooooobryyyy - nagrodziłam go głosem i odstawiłam nogę na ziemię. Nie miałam zamiaru męczyć się z czyszczeniem, skoro w nocy i tak się położy, a widziałam, że niedługo w stajni zgaszą światła. Poklepałam go po nosie i wyszłam z boksu, zamykając za sobą drzwi. Wyszłam ze stajni, klepiąc po pysku każdego konia, który wystawił łeb z boksu.
Przyszłam dzisiaj do stajni centralnej odwiedzić Goldka. Weszłam do stajni i poszukałam jego boksu, nie było trudno znaleźć więc szybko się przy nim znalazłam. Ogier stał w boksie i jadł sianko, gdy mnie zauważył podniósł głowę i przyglądał się mi. Wyciągnęłam do niego rękę, ten tylko ją powąchał, szturchnął, pokiwał głową i wrócił do jedzenia siana. Z kieszeni wyjęłam jabłko i ponownie wyciągnęłam rękę, tym razem podszedł bliżej, wziął jabłko i zjadł. Uśmiechnęłam się, poczochrałam mu grzywkę i poszłam poszukać kogoś w stajni. Znalazłam Joanne i zapytałam się czy mogę wyczyścić rudego i wziąć go na spacer bo ładnie słoneczko grzało. Zgodziła się więc i tak uczyniłam. Najpierw wyczyściłam ogiera, co nie zajęło mi dużo czasu, ponieważ był w miarę czysty, potem założyłam mu kantar, podpięłam uwiąz i wyszłam z nim na spacer. Nie odbyło sie oczywiście bez caplowania i rżenia na konie w stajni (ah uwielbiam to zachowanie u ogierów *_*), jednak gdy wyszliśmy ze stajni uspokoił się i już grzecznie szedł u mojego boku. Najpierw przeszlismy się kawałek, po czym poszliśmy na łąkę. Ten jadł trawę w najlepsze, kiedy ja mu się przyglądałam i go podziwiałam. Miał dzisiaj najwyraźniej dobry humor, bo co przechodził obok mnie to szturchał moje ramie głową. Na trawce spędziliśmy z 45min, po czym musiałam już wracać do Deandrei i zająć się swoimi folblutami. Z trudem oderwałam go od trawy, był niezadowolony jednak postanowił posłuchać mnie i iść do stajni, gdzie go wyszyściłam, dałam marchewkę, pożegnałam się z nim i pojechałam do Deandrei.
Za oknem wiatr i deszcz, jednak bez względu na pogode postanowiłam odwiedzić Golda. Przyjechałam do stajni centralnej, przywitałam się z Carrot, która akurat siedziała przy jakieść robótce papierkowej, a następnie skierowałam się do boksu kasztana. Ten sobie spokojnie odpoczywał więc stwierdziłam, że nie będę mu teraz przeszkadzać i postanowiłam wyczyścić jego sprzęt. Poszłam do auta po mydło i balsam do skóry. Siekorwałam się w kierunku siodlarni, odnalazłam sprzęt ogiera i zaczęłam od czyszczenia siodła. Było w miarę czyste, tylko trochę zakurzone. Umyłam je mydełkiem do skóry, po czym posmarowałam balsamem, to samo zrobiłam z ogłowiem. Ochraniacze wyprałam ręcznie. Gdy już skończyłam ze sprzętem, poszłam ponownie do Golka. Tym razem zastałam go jedzącego słome. Podeszłam do jego boksu, standardowo dałam jabuszko. Założyłam kantarek, podpięłam uwiąz i wyprowadziłam przed boks. Zaczęłam czyścić, Gold od czasu do czasu spoglądał na mnie, a gdy przychodziłam na drugą stronę próbował wsadzić mi nos do kieczeni od bluzy. -No dobrze masz cukierka.
Dałam mu cukier w kostce, a ten zadowolony ze 'zdobyczy' pomachał główką. Druga strona była brudniejsza niż poprzednia, jednak i z nią dałam sobię rade. Gdy jego tułów już był czysty, wzięłam się za mycie kopyt. Były w miarę czystę, jednak po umyciu wyglądały jeszcze lepiej. Gdy kopyta schły ja zaczęłam rozczesywać grzywę, a następnie ogon. Trochę zajęło mi rozczesywanie ogona bo był poplątany, więc starałam się robić to delikatnie. Grzywa i ogon rozczesane, teraz zostało mi tylko nasmarowanie kopyt. Z tym uporałam się najszybciej. Gold Quest teraz jest prze czyściutki . Dzisiaj nigdzie nie pójdziemy bo na dworze pada i mocno wieje. W takim razie wprowadziłam go spowrotem do boksu, sciągnęlam kantar, poklepałam go po szyjce i wyszłam. Przyglądałam mu się jeszcze z 10 min, zostawiłam marchewki w żłobie i pojechałam do Deandrei
Odwiedziny 'na szybko' ponieważ, mam dzisiaj strasznie zabiegany dzień....
Przyjechałam do SC, od razu skierowałam się do Golda. Ten akurat jadł obiad. Dałam mu marchewkę, którą oczywiście schrupał szybciutko. Kiedy rudy zjadł ja weszłam do boksu i zaczęłam go czyścić. Dzisiaj był bardzo czysty, więc jego wyczyszczenie zajęło mi zaledwie 10min. Po wyczyszczeniu wzięłam go na trawkę, tam byłam z nim jakieś 30min. Gdy wróciliśmy do stajni, wyczyściłam mu kopyta i dałam jabuszko. Pogłaskałam jeszcze ogiera po głowie i musiałam już uciekać.
Wieczorem poszłam do stajni. Przechodząc obok boksów, zaglądałam do środka i sprawdzałam czy konie żyją Kiedy doszłam do boksu Kwesta ten był w środku i skubał siano. Otworzyłam boks i weszłam do środka. Jednak ogier nie był z tego faktu zadowolony, skulił uszy i odwrócił się do mnie tyłem.
- Oooooooolaaaaa - powiedziałam spokojnym głosem, żeby go uspokoić i wyciągnęłam rękę z marchewką. Ogier łypnął na mnie okiem i porwał marchewkę, po czym szybko ą schrupał. Poklepałam go po zadzie, widząc, że chce, żebym zostawiła go w spokoju. Wyszłam z boksu, a do jego złobu wrzuciałam kilka marchewek.
zisiaj po ogarnieciu się przy swoich koniach pojechałam do SC do Golda. Tam spotkałam Słoj, która powiedziała mi, że ogier nie jest w najlepszym humorze. Podziękowałam za informacje i poszłam w stronę rudzielca. Rzeczywiście nie miał humoru, bo gdy zobaczył mnie stojącą przy jego boksie, skulił uszy i mnie postraszył. -Dobrze diable już Ci daję spokój - powiedziałam do ogiera uśmiechając się. Zostawiłam mu jabłka w żłobie, po czym skierowałam się do wyjścia. Odwiedzę go jutro, mam nadzieję, że będzie w lepszym humorze .
Wlazłam do stajni. Oh, jak dawno tu nie byłam. Nie poszłam od razu do Kwesta, ale połaziłam sobie, żeby zobaczyć czy może jakieś nowe konie przyjechały, a może jakieś zostały adoptowane? Tak właśnie oto doszłam do boksu mojego puńcia. Gdy mnie zobaczył zrobił tak: puf! Wpakowałam mu się do boksu i zaczęłam głaskać go po głowie, po szyi i po uszach.
- Mój ty ty... stęskniłeś się? No bo ja tak trochę tak. A ty? - przeszłam na drugą stronę Golda i zaczęłam przeczesywać mu grzywę palcami, cały czas mówiąc do niego jakieś bzdety, tak tyko, żeby przypomniał sobie mój głos. Zaczęłam mu opowiadać, co robiłam przez ten czas, kiedy go nie odwiedzałam, bawiąc się jego uszami. Wyszłam na chwilę z boksu i pobiegłam do siodlarni po jego kantar i uwiąz. Potem szybko założyłam mu na głowę jego kantarek i wyprowadziłam go z boksu. Puściłam luźno uwiąz, a on szedł za mną grzecznie i tylko mnie trącał nosem, jakby chciał jeszcze żebym go głaskała. Przy wyjściu ze stajni nagle mu coś odwaliło i mnie wyprzedził kłusem. Może jakiś koń szczypnął go w zad. Szarpnęłam za uwiąz.
- Spokóóóóój, Hooolaaa! - powiedziałam i poszłam z nim na łączkę. Tam wypuściłam go luzem, a sama usiadłam na ogrodzeniu i się mu przyglądałam. Po jakimś czasie podszedł do mnie i trącił mnie nosem. Poklepałam go po czole.
- No idź, pojedz sobie trawki - powiedziałam i klepnęłam go w zad. Kwest odkłusował na bezpieczną odległość ode mnie i łypał na mnie okiem, za to klepnięcie po jego szanownej dupencji. Zeskoczyłam z ogrodzenia i poszłam od stajni odwiesić kantar i uwiąz, zostawiając go samego na zielonej trawce.
W wolnej chwili pojechałam do (mam odgomną nadzieje) mojego przyszłego konisia. Niestety nie miałam tyle czasu aby na niego wsiąść, ale postanowiłam że zrobię mu SPA. Na przywitanie do żłobu dałam mu kilka marchewek po czym poszłam po jego skrzynkę ze szczotkami. Wyjęłam kantar i uwiąz i wyprowadziłam kasztana na korytarz.na początku wyczyściłam mu od sporu kopyta. Miał brudne je od błota., to powstanowiłam że mu je umyje. Więc wziełam całą skrzynkę i poszliśmy pod myjkę. przywiązałam ogiera na dwa uwiązy i podniosłam szlauf. odkręciłam trochę zimnej troche ciepłej wody, dało mi to letnią i zaczęłam myć kopytka. Gold stał grzecznie i nic nie robił. Po umyciu wszystkich kopyt, od spodu i od wierzchu, zciągnęłam mu derke. Przeczyściłam go z lekka zgrzebłem plastikowym, nastepnie włosianą szczotką oczyściłam go z kurzu, Ze skrzynki wzięłam balsam do ogona i grzywy i popsikałam te właśnie części, po czym rozczesałam dokładnie. W traknie dałam Goldowi pare kostem cukru, które uwielbia:). Później wzięłam smar do kopyt i posmarowałam mu cała puszkę kopyta. Podniosłam mu noge i sprawdziłam mu stan strzałek. Nie były zgnite, ale postanowiłam że i tak posmaruje mu dziegciem. Gdy ogarnęłam całego konia, wróciliśmy pod boks i założyłam mu ponownie derkę. Zciągnęłam kantar i wprowadziłam konia do boksu. Na porzegnanie pocałowałam go w chrapki i dałam mu kilka smakołyków.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rastamanka dnia Nie 14:03, 06 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Rastamanka
Prince of pensjonat
Dołączył: 04 Lut 2011
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:54, 21 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Przez dość długi czas, zaniedbałam Golda i bardzo mi z tego powodu przykro... Jednak dziś udało mi się wyrwać z tego wszystkiego i pojechałam do konia. Gdy zaparkowałam przed stajnią, jak szalona wbiegłam do niej i sprintem podleciałam pod boks mojego konia. Weszłam jak huragan i pierwsze co zrobiłam to mocno go przytuliłam. Na początku koń nie wiedział o co chodzi, ale po chwili zrozumiał. Widziałam jego smutne oczy i... popłakałam się. Przepraszam... - powiedziałam, zapłakanym głosem. Koń objął mnie szyją. Chyba w ten sposób chciał mi powiedzieć, że mi wybacza, jednak ja byłam przekonana, że to nie wystarczy. Zaniedbałam go jak cholera... Jestem taka złą panią. Nie ma co się martwić i do roboty - odparła Klaudia, która stała przed boksem. Dałam koni marchewkę i wyszłam przed boks, aby otworzyć skrzynię. Wyciągnęłam z niej kantar i uwiąz po czym wystawiłam skrzynkę ze szczotkami i środkami pielęgnacyjnymi. Nałożyłam Goldowi kantar i wyprowadziłam go na korytarz. Zciągnęłam mu derkę i wyczyściłam cała kłodę konia. Następnie sięgnełam po kopystkę i wyczyściłam dokłądnie wszystkie cztery kopyta. Następnie popsikałam mu ogon i grzywę balsamem. Czyściutkie kopyta posmarowałam smarem i zadźegciowałam strzałki. Następnie rozczesałam ogon i grzywę. Później spryskałam mu sierść nabłyszczaczem, przetarłam ręką i ponownie założyłam mu cieplutką derkę. Koń stał jak słup, zero reakcji na cokolwiek. Stał luźniutki. Widać bardzo lubi takie zabiegi pielęgnacyjne. Gdy miałam juz wprowadzać go do boksu, pomyślałam że puszczę go na halę. W końcu chłopak dawno nic nie robił. Założyłam mu ochraniacze i Poszłam z nim na halę. Puściłam go to jak zaczął szaleć to nie było widać końca Achh ten mój ogier! <3 - powiedziałam. Po 15 minutach czystego szaleństwa, postanowiłam się trochę z nim pobawić naturalnie. Zaczęłam od zaprzyjaźniania się itp. Po jakiś 10 minutach zabawy, koń ni z tą ni z owąt uklęknął. Tak z nie nacka, nie wiedziałam czy cos go boli czy jak. Ale on dalej klęczał. Podeszłam do niego, a on skierował wzrok na swój grzbiet. Wsiadłam. Siedziałam na jego grzbiecie, bez kantara, bez uwiązu, kompletnie nie wiedziałam co robić. Przyłożyłam prawą łydkę, koń skręcił. Ogier co sie dzieje? - spytałam. Ale on dalej szedł z głową luźną, ku dołu. Poklepałam go i przytuliłam sie do niego. Gdy pochylałam się z niewiedzą przyłozyłam mu dwie łydki i ogier zakłusował. Szybko wróciłam do normalnej postawy i jeździłam. Ogier szedł równym tępem. bez jakich kolwiek spłoszeń... Po chwili, postanowiłam zagalopować. W narożniku przyłożyłam mocniej łydki i galop. Leciutki, wolniutki, galop pozwolił mi kierować koniem. Nawet zrobiliśmy 1 wolte! Zamarzyłam się i zamknełam oczy. Niestety nie skończyło się to dobrze. W pewnym momencie ogier się spłoszył i poleciałam do przodu, nie spadłam. STÓJ!!!!!!! - krzyknęłam. i Ogier jak malowany zegarek, zatrzymał się. Ogier ja nie wiem co ci się stało, ale podziwiam to, bo jeszcze jakieś 20 minut temu, skakałeś i brykałeś tu jak szaleniec. Ogier prychnął i szedł stępem. Po 10 minutach stępa zatrzymałam się i zeszłam z konia. Zaprowadziłam go do stajni i ponownie wyczyściłam kopyta. Zciągnęłam ochraniacze i wstawiłam konia do boksu. Schowałam sprzęt i pożegnałam sie z koniem <3. Jutro przyjadę do Ciebię - powiedziałam i dałam mu mieszanke witamin, (marchewki, buraki, jabłka) i pocałowałam go w chrapki. Zamknęłam boks i pojechałam do domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|