Chocky
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 16 Kwi 2011
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:06, 28 Maj 2011 Temat postu: Trening zapoznawczy 2.02.2011r. |
|
|
Kiedy tylko wróciłam ze szkoły, szybko rzuciłam plecak w kąt wypiłam szklankę wody chwyciłam kawałek chleba, wskoczyłam w bryczesy i pobiegłam do stajni. Zapinając po drodze oficerki o mało nie zaliczyłam gleby, ale jakoś się wyratowałam i wkroczyłam cała i nietknięta do stajni. Skierowałam swoje kroki do boksu Magika. Konik ciekawie wystawił nos, ale kiedy zobaczył, że otwieram jego "mieszkanie" cofnął się o krok i położył uszy. Podeszłam do niego ubezpieczona w suchy chleb i spokojnie przemawiając do niego. Konik w końcu łaskawie chwycił kromkę i dał się pogłaskać, założyć kantar i wyprowadzić z boksu. Przywiązałam go w korytarzu i poszłam po szczotki.
Kiedy wróciłam konik stał spokojnie nie przejmując się niczym. Podeszłam do niego i pogładziłam jego szyję. Konik niepewnie odwrócił głowę i obwąchał moją rękę. Zaczął się powoli przyzwyczajać do nowego właściciela i nabierać do mnie zaufania. Pogłaskałam go między oczami, na co wcześniej mi nie pozwalał i zaczęłam go czyścić. Na początku usunęłam całe błoto, które przyniósł ze sobą z pastwiska. Potem chwyciłam zgrzebło i szczotkę i wyczyściłam go bardzo dokładnie. Wyszorowałam szczotką kopyta i wyczyściłam je kopystką. Rozczesałam grzywę i ogon, a kiedy wyglądał już przyzwoicie, nadałam jego sierści połysku ostatnim przejechaniem ściereczki. Konik, co stwierdziłam z dumą, świecił się aż miło. Byłam mile zaskoczona tym, że nie kładł na mnie uszu podczas czyszczenia, co mu się ostatnio zdarzało i dał mi wszystkie nogi. No może z jedną na początku się troszkę szarpał Very Happy
Zabrałam szczotki spowrotem do szafki. Chwyciłam siodło, ogłowie i ochraniaczki i jakimś cudem dotargałam je na miejsce. Zarzuciłam Dancerowi siodło na grzbiet i odpięłam kantar. Założyłam ogłowie, z oporem, ale w końcu się udało. Zapięłam popręg, napierśnik i chwyciłam ochraniaczki. Kasztan trochę się irytował, ale dał założyć na wszystkie nogi i był gotowy do jazdy.
Wiało okrutnie więc na dzisiejszą jazdę wybrałam halę. Zapięłam kask pod brodą i wyprowadziłam Dancera przed stajnię. Podciągnęłam popręg i wskoczyłam na siodło. Mag zadarł łeb w proteście, ale w końcu uspokoił się i przywyknął do mojego niewielkiego ciężaru na swoim grzbiecie. Dotknęłam łydkami jego boków i ruszyliśmy stępem w stronę hali. Na szczęście nie zdmuchnęło nas po drodze i szczęśliwie dotarliśmy na ujeżdżalnię. Dałam kasztankowi dłuższe wodze, żeby się rozluźnił i wjechałam na ścianę. Po 2 kółkach w każdą stronę skróciłam wodze i na lekkim kontakcie stępowaliśmy dalej. Zrobiliśmy pare wolt, bez żadnych problemów. Po 10 minutach kręcenia się stępem skróciłam wodze, przyłożyłam łydki i ruszyliśmy kłusem.
Z tym również nie miał problemu. To dobrze wyszkolony konik i takie proste czynności wykonywał "od ręki" i bez machnięcia ogonem Smile Kłus miał przyjemny zrobiliśmy 3 kółeczka, potem zmieniłam kierunek po przekątnej. Kłusowaliśmy w drugą stronę, wolta, spokojnie, bez problemu. Kiedy czułam, że konik kroczy swobodnie, wykręciliśmy wężyka. Czułam jak w zakrętach sztywnieje, więc po przejechaniu jednej ujeżdżalni powtórzyliśmy ćwiczenie. Było troszkę lepiej. Znów wykręciliśmy woltę i zaczęłam jazdę po ósemkach. Konik bez problemu szedł po przekątnych. Przeszliśmy do stępa żeby troszkę odpocząć. Dałam konikowi luźniejszą wodzę i rozluźniliśmy się troszkę. Wykręciliśmy ogromną woltę w stępie i ciasną serpentynkę, zmieniając kierunek.
Znów ruszyliśmy kłusem. Byliśmy już na tyle rozgrzani, żeby jechać na zakrętach kłusem zebranym a na prostych wyciągniętym. Dancer szarpał się przy przytrzymaniach na zakrętach. Rzucał trochę łbem i merdał ogonem. Po jakiś 2 okrążeniach przyjął do wiadomości, że jednak należałoby się zebrać na zakrętach i szedł naprawdę fajnie. Zmieniliśmy kierunek i powtórzyliśmy ćwiczenie. W tę stronę szedł zdecydowanie lepiej. Zrobiliśmy wężyk i woltę po czym znów kłusem, tym razem dodanym na całym okrążeniu. Konik ładnie wchodził wyłem pod siebie i czuć było ten napęd „na tylnie koła”. Przeszliśmy znów do stępa. Konik był już rozgrzany. Zrobiliśmy po kółeczku stępa na każdą stronę i ruszyliśmy kłusem zebranym. Bardzo mi się podobało jak unosił swoje kończyki, chciało mi się trochę śmiać, bo pamiętam co mówiła Ros: Chodzi jak arab Very Happy Kłusowaliśmy tak chwilkę, po czym skróciłam troszkę wodze i na zakręcie wypchnęłam go do galopu. Konik ogromnym skokiem wyrwał na przód, po czym strzelił barana. Kiedy nad nim zapanowałam galopował już równo i bardzo wygodnie, jedyne co to gasnął troszkę na zakrętach. Dodałam i galopowaliśmy w żwawszym tempie. Przytrzymałam go i przeszłam do kłusa, zmieniłam kierunek i powtórzyliśmy cały proces. Na szczęście na tę stronę konik zagalopował bez problemu i patatajem przejechaliśmy 2 okrążenia, po czym wjechaliśmy na dużą woltę. Konik szedł ładnie w zakręcie, a po skończonym ćwiczeniu przeszliśmy do kłusa. Konik parsknął z zadowoleniem. Oddałam mu wodze i jechaliśmy kłusem na długiej. Było bardzo przyjemnie. Dzisiejszy trening był bezskokowy, raczej dla zapoznania się ze sobą i rozruszania się. Po kilki minutach kłusa zagalopowaliśmy jeszcze raz. Znów spokojnie i bez problemów (na szczęście xD) patatajem przejechaliśmy 1 kółko i przeszliśmy do kłusa. Zmiana kierunku i znów na luźnej wodzy. Potem przeszliśmy do stępa i spokojnym, ale długim zakończyliśmy nasz dzisiejszy trening zapoznawczy. Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Dałam konikowi długie wodze i wyjechaliśmy z ujeżdżalni. Na dworze było już ciemno i tylko ścieżka oświetlona latarniami wskazywała nam drogę powrotną do stajni. Kiedy tak jechaliśmy ze złością stwierdziłam, że wiatr jeszcze nie ucichł. Konik zaglądał na poruszające się na wietrze krzaczory i straszne, szumiące korony drzew. Jednak był na tyle odważny, że się nie spłoszył Kiedy dotarliśmy do stajni, gdzie wjechałam na grzbiecie Dancera byliśmy już nieźle przewiani, pomimo, że droga była krótka. Zgodnie stwierdziliśmy, że taka pogoda nie jest fajna. Zeskoczyłam z siodła, z głośnym stuknięciem obcasów o posadzkę. Konik odskoczył lekko zdziwiony odgłosem, który uniósł się po stajni. Uspokoiłam go i zaprowadziłam na stanowisko i zapięłam kantar na szyi. Odpięłam popręg, napierśnik i inne dziadostwo i ściągnęłam siodło wieszając je za sobą na barierce. Odpięłam paski od ogłowia i je również ściągnęłam. Konik popatrzył wokoło i zieeeeeeewnął przeciągle Very Happy Uśmiechnęłam się na ten widok i poklepałam konika po szyi. Przeciągnęłam go jeszcze szczotką, żeby jego sierść był idealnie gładka, wyczyściłam kopytka i zaprowadziłam do boksu. Konik poszedł do poidła a ja wrzuciłam mu do żłobu marchewkę i dorodnego buraka konik był wręcz zachwycony takim podarunkiem i pożarł go w tempie jednostajnie przyspieszonym Very Happy Pogłaskałam go jeszcze na odchodnym i podziękowałam mu za dzisiejszą jazdę.
-Do zobaczenia Mały! Przyjdę do Ciebie rano!
Post został pochwalony 0 razy
|
|