Rustler
Ojciec Dyrektor
Dołączył: 19 Sty 2011
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:54, 12 Cze 2011 Temat postu: Dresaż N - chody wydłużone i zebrane, przejścia |
|
|
Weszłam do stajni i od razu skierowałam się do siodlarni. Wyjęłam z niej kuferek ze szczotkami oraz osprzęt dresażowy Wanilii, porozkładałam wszystko przy drążku do wiązania. Potem wzięłam kantar i uwiąz, po czym poszłam na pastwisko. Siwa od razu zameldowała się przy barierce, łatwo więc odłowiłam ją i sprowadziłam pod stajnię. Szybko wyczyściłam całe ciało klaczy, potem okiełznałam i osiodłałam. Razem udałyśmy się na maneż piaszczysty.
Podciągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i wsiadłam. Oddałam dużo wodzy, jednak na tyle by pozostać w delikatnym kontakcie z pyskiem. 5 minut energicznego stępa dookoła. Potem pozbierałam wodze, nie wymuszając wyższego ustawienia, zaczęłam bawić się z wędzidłem, pamiętając jednocześnie o dojechaniu zadu łydką. Zaczęłyśmy pracę od prostego ćwiczenia. Jechałyśmy po ósemce, jedno koło stępem ze skróconym wykrokiem, drugie pośrednim z lekkim pogłębieniem wydłużenia. Chwilka na to ćwiczenie sprawiła, że siwa zaczęła coraz lepiej je rozróżniać, a przy okazji zaczęła lekką gimnastykę. Pochwaliłam klacz, wróciłyśmy na ślad i zakłusowanie.
Podobnie jak w stępie zaczęłyśmy od nieograniczonego niczym kłusa na swobodnych wodzach. Raz na jakiś czas oddawałam jej wodze, dojeżdżając łydką do ręki. Wanilia miała dobry dzień, z ochotą wykonywała nawet znienawidzone żucie z ręki. Poklepałam ją. Zrobiłyśmy jeszcze kilka kółek na każdą ze stron. Kiedy zaczęłam zbierać wodze spotkałam się z buntem w postaci małego baranka. Puknęłam Wanilię batem za łydką. Na chwilkę poprzestałam z nabieraniem wodzy, nie chciałam by wyszło na siłę, z usztywnienia. Zrobiłyśmy żucie z ręki, potem wzmocniłam aktywizowanie zadu łydką i pozbierałam wodze. Pochwaliłam klacz głosem, zaczęłam prosić o wykręcanie wolt, wężyków i najróżniejszych ósemek. Po wstępnej rozgrzewce nadeszła pora na proste ćwiczenia zbliżające nas do ukończenia celu dzisiejszego treningu. Skierowałam siwą na koło ok. 20m, umiejscowione w rogu placu. Chwilę pojeździłyśmy po nim by porządnie się wygiąć i ułożyć na kole. Półparada i zaczynamy. Po kawałku koła ograniczonym ogrodzeniem placu jechałyśmy łopatką do wewnątrz, po tym wolnym - kłusem wyciągniętym. Podczas pierwszych prób ograniczyłyśmy się do kłusa pośredniego, z czasem zaczęłam wymagać bardziej wyciągniętego kroku. Wanilia najpierw usztywniła się, jednak po przejechaniu koła kilka razy zaczęła bardzo ładnie rozróżniać obydwa chody. Potem przyszedł czas zmienić kierunek na gorszą stronę. Wanilia nie była tym zachwycona, nerwowo zamiatała ogonem, gryzła wędzidło i usztywniała grzbiet. Postanowiłam na chwilkę zaprzestać. Kłusem pośrednim prowadziłam ją po śladzie w prawą stronę, poczekałam aż podejmie pierwsze próby rozluźnienia się, pochwaliłam ją za nie i rozpoczęłam kręcenie wolt. Małe, duże, szybkie, wolne, możliwie jak najbardziej wyciągnięte. Po kilku minutach uznałam, że Wanilia może spróbować na kole. Poszło jej lepiej, chociaż kroki nie były tak obszerne jak w lewo. Przekroczyła o dwa kopytka, dałam jej spokój, zwolniłam do stępa i pozwoliłam odpocząć.
Po kilku minutach pozbierałam ponownie wodze, obudziłam zad łydką i poprosiłam o kłus. Po przejechaniu jednego koła zagalopowałyśmy. Równym tempem przejechałyśmy prostą, zaczęłam powolutku oddawać wodze, jednocześnie subtelnie dojeżdżając łydką. Wanilia wyciągnęła łeb, ale lekko się rozwlekła. Pozbierałam wodze od nowa, kilka razy przytrzymałam ją, aktywizując łydką i wyciągamy się od nowa. Teraz zeszła dużo ładniej. Stopniowo złapałam kontakt z nisko ustawionym pyskiem. Zaczęłam zachęcać klacz do wyciągnięcia kroku. Przeszłyśmy w pośredni, potem z każdą foulą poszerzając wykrok. Ponownie pozbierałam klacz, zrobiłyśmy woltę, a na wyjściu od razu zdecydowane komendy do wyciągniętego. Siwa pierwsze kilka kroków pośrednim, ale potem bardzo ładnie wystrzeliła do przodu wyciągniętym galopem. Mimo tego, że przytrzymałam ją, wcale nie zmieniła wykroku. Pochwaliłam ją, pozbierałam na nowo, energicznie jadąc na koniec dużą ósemkę, ze zwykłymi zmianami nogi pośrodku. Wanilia wykonała je bardzo ładnie, ostatni, większy nacisk na gimanstykę bardzo się opłacił. Zaraz potem do kłusa, do stępa i odpoczynek. W stępie jednak nie próżnowałyśmy, wiele zmian ustawienia - z wysokiego do niskiego i na odwrót. Pokręciłśmy się po placu wykonując ustępowania, łopatki oraz ósemki jechane w odwrotnym ustawieniu. Słowem, ciężka praca. Na sam koniec oddałam jej na chwilę wodze, stępując zupełnie swobodnie. Potem ponownie pozbierałam i kłusujemy. W narożniku zagalopowanie. Wanilia od razu przeszła w pośredni, upomniałam ją, po kilku krokach całkowicie pozbierałam chód. Chwilka jazdy po woltach, a na prostej komenda do wyciągniętego. Teraz siwus dużo lepiej, od razu obniżyła szyjkę daleko wyciągając nóżki. Pochwaliłam ją, oddałam wodzy i prosząc o przegalopowanie całego koła do końca. Potem do kłusa.
Kilka minut jazdy w długiej ramie, potem na powrót pozbierałam wodze. Na teraz zaplanowałam podsumowanie naszej pracy. Miała to być wielka ósemka, gdzie jedno koło miałyśmy przejechać kłusem maksymalnie zebranym, drugie maksymalnie wyciągniętym. Zaczęłyśmy od zebrania. Całkiem ładnie, z wysoką akcją, dynamicznie. Przed zmianą lekko pojechałam ją do przodu, potem komendy do wyciągniętego. Przez chwilę jej się zamieszało, poszła pośrednim, w końcu nieźle się wyciągając. Pochwaliłam, dokończyłyśmy ósemkę i do stępa.
Wyjęłam nogi ze strzemion, przytuliłam się do białej szyi, klepiąc Wanilię po łopatkach. Moje małe cudo w zastraszającym tempie pięło się po szczeblach dresażowej kariery. Jeszcze niedawno pamiętam jak łaciaty dzikus śmigał nam po stajni, wierzgając ze wszystkich sił, by pozbyć się z nóg ochraniaczy. Dzisiaj już dostojna i elegancka klacz wygrywała na czworobokach. Posmyrałam ją po grzywie, oddając całkowicie wodze. Postępowałyśmy sobie kilkanaście minut, zsiadłam, popuściłam popręg i zaprowadziłam klacz do boksu. Tam rozsiodłałam, rozkiełznałam, zdjęłam ochraniacze. Wyczyściłam kopyta, przetarłam grzbiet szczotką, założyłam jej kantar i zaprowadziłam na myjkę. Powierzchownie spłukałam sierść pod brzuchem oraz nogi, ściągnęłam wodę i odprowadziłam, z marchewką w zębach, zadowoloną klacz do boksu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|