anitaikonie3
Prince of pensjonat
Dołączył: 13 Kwi 2011
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poland
|
Wysłany: Śro 19:11, 04 Maj 2011 Temat postu: 24.02.2011r - Skoki LL |
|
|
Przyjechałam do stajni Aurum Animus, aby znowu pojeździć współdzierżawioną przeze mnie klaczkę. Sprowadziłam ją z wybiegu - już z daleka zobaczyłam, jak wesoło bryka, a jej derka z klatki piersiowej osunęła się na przednie nogi. Złapałam się za głowę i pobiegłam, wymachując uwiązem w powietrzu.W końcu dotarłam do niej i poprawiłam derę, a ona jednym, mocnym ruchem odrzuciła mnie do tyłu przez potarcie się. Pokręciłam głową, zapięłam uwiąz i wyprowadziłam dzikuskę z wybiegu. W stajni zdjęłam derkę, szybko sprawdziłam kopyta, wyczesałam ogon i z zadowoleniem stwierdziłam, że sierść ma zupełnie czystą. Oczywiście dzięki temu, że nie wyszła rano "goła". Założyłam jej na nogi ochraniacze skokowe, okiełznałam i osiodłałam, podciągnęłam popręg najmocniej jak umiałam i przed stajnią wspięłam się na grzbiet kucki. Ta zagrzebała kopytem o ziemię, a ja skierowałam ją w kierunku krytej ujeżdżalni. Wjechałyśmy, włączyłam światła, zamknęłam za sobą bramę i swobodnym stępem zaczęłam wodzić różne szlaczki na placu. Kierowałam samymi łydkami, bo wodze zwisały swobodnie tak, aby szyja konia mogła się odpowiednio rozgrzać przed treningiem. Wolty, częste zmiany kierunku, koła, slalomy i inne niezidentyfikowane "figury" (jeśli można to tak nazwać) trochę urozmaicały dłużące się dziesięć minut. W końcu złapałam delikatny kontakt na wodzach i dodałam łydki. Ruszyłyśmy lekkim, ale żwawym kłusem. Arizona raz machnęła głową, lecz potem była już bardzo spokojna. "No tak, w końcu to koń profesor", uśmiechnęłam się do siebie. Wjechałam na koło i pojeździłam tam przez chwilę uelastyczniając klacz, zmuszając do wygięcia i rozgrzania mięśni, potem wjechałam znów na ścianę i zrobiłam "trójkąt". Potem przeszłam do stępa, zatrzymałam się, cofnęłam parę kroków i z miejsca kłus. Riri płynnie reagowała na to, co jej kazałam, więc poklepałam ją po szyi i narzuciłam trochę szybsze tempo na dłuższych ścianach, a wolniejsze na krótszych. Dobrze jej szło, więc zrobiłam odwrotnie, żeby się za bardzo nie przyzwyczajała, potem zmieniłam kierunek jazdy przez przekątną i znowu wjechałam na koło. Potem powtórzyłam ćwiczenie z zatrzymaniem i ruszeniem kłusem ze stój, a ona ponownie je dobrze wykonała. Czułam, że ma mocno podstawiony zad pod kłodę, jest skupiona na pracy i skora do współpracy. Przeszłam na chwilę do stępa, żeby dać jej na sekundę odpocząć i znowu dałam swobodną, wiszącą wodzę. Po pięciu minutach znowu weszłam na kontakt i przeszłam płynnie do roboczego galopu. Zrobiłam jedno koło, drugie, po czym wjechałam do środka, wykonałam lotną zmianę nogi i już galopowałyśmy na prawą nogę, w drugą stronę. Kolejne koło, po czym przeszłam na sekundę do kłusa, poklepałam klacz i znowu galop. Nakierowałam kuckę na pierwszą przeszkodę, którą była mała, 40-centymetrowa kopertka. Ari, jakby trochę znudzona, pokonała ją bez najmniejszego trudu czy wysiłku. Dojechałam do ściany, zmieniłam nogi pojechałam na półmetrową stacjonatę - też nie było problemów, choć tuż przed odskokiem musiałam ją trochę przyhamować, bo podniecona zbytnio przyspieszyła. Podobna sytuacja była przy kolejnej przeszkodzie, którą był 60-centymetrowy okser, ale pokonała go na czysto. Przeszłam do kłusa, do stępa i poklepałam konia, aby po chwili znowu wejść w rytmiczny galop. Kolejny cel na mojej drodze - stacjonata 70cm. Niestety, przez tę ekscytację Arizona wybiła się za wcześnie, co zaowocowało zrzutką drąga. "No trudno", pomyślałam. "Zdarza się". Pojechałam okser 80cm, który przeskoczyłyśmy poprawnie i z triumfalnym uśmiechem skierowałam mojego wierzchowca na ostatnią przeszkodę - double-barre 80 i 100cm. Parę metrów przed skokiem musiałam trochę mocniej docisnąć łydkę, ale było w porządku, choć po skoku rozpędzona kucka nie chciała zwolnić, więc pokonała jedno duże koło dookoła ujeżdżalni dzikiem tempem. W końcu odchyliłam się do tyłu i opanowałam sytuację. Przeszłam do kłusa roboczego i tak sobie jeździłyśmy niecałe dziesięć minut pracująć z obniżonym ustawieniem głowy. Wjeżdżałam parę razy na koło w dwóch kierunkach, aby poćwiczyć wyginanie się, po czym zwolniłam do stępa i po raz kolejny poklepałam Arizonę po szyi. Wodza znowu została przeze mnie swobodnie opuszczona i tam sobie odpoczywałyśmy przez niecały kwadrans. Klacz była już wtedy zupełnie sucha i odprężona, więc zsiadłam, zaprowadziłam ją do boksu, gdzie rozebrałam i założyłam polarową derkę, tym razem poprawnie zapinając, aby nie powtórzyła się sytuacja z wybiegu, kiedy to derka się obsunęła. W końcu dałam Riri w nagrodę wielkie, soczysta jabłko, poklepałam i wyszłam. Kiedy była już przy drzwiach usłyszałam dźwięk, który niewątpliwie był sygnałem, że kucka się położyła w boksie i chyba próbowała tarzać. Kiedy szłam do auta rozmyślałam o dzisiejszym treningu. Nie ukrywam, że jestem zadowolona z tego, jak pracuje moja podopieczna i myślę, że to jest początek udanej współpracy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|